Psie zabawy
Z ogromną przyjemnością obserwuję ewolucję zabawową Hakera. Trochę na początku skopaliśmy szczenięcą socjalizację nie zapewniając mu kontaktu z innymi psami. Może niekoniecznie musieliśmy od razu szukać psiej „złotej dwunastki”, ale kilka psów powinno się nam przewinąć.
Haker ma co prawda koleżankę labradorkę za płotem, ale spacerowo spotkali się raz i to na smyczy. Podejrzewam, że przez ten brak psów Haker dość słabo ogarniał sygnały od innych psów. Chciał się namiętnie bawić z każdym i zupełnie nie docierało do niego, że inny pies warczy, wystawia zęby, a nawet próbuje go gryźć. Było wielkie skakanie spod znaku „jestem hipisem, love&peace”. Dla wielu psów było to dość męczące i nawet jeśli początkowo miały ochotę na jakieś zapoznanie, to po chwili się z tego wycofywały.
Pierwszym faktycznym kumplem był mops Wałbrzych. Haker był wtedy 9-miesięcznym świrem i jedyne co przyszło mu do głowy to skakanie i bieganie. Ponieważ Wałbrzych nie był przekonany do skakania, to skończyło się na bieganinie do upadłego, a potem na próbach kopulacji ze strony Hakera. Dwuletni mops spokojnie to znosił, a jak miał dość wylizywania przez Hakera, zrywał się i uciekał. Psy przez tą totalnie ześwirowaną gonitwę kilka razy wyrzucaliśmy z domu.
Potem, krótko przed kursem zaliczyliśmy smyczowy spacer z Maderą, terierką. Przez ograniczenie zwierzaki się nie do końca zgrały. Maderze zdecydowanie przeszkadza nadmierny entuzjazm Hakera. Muszę przyznać, że dla mnie też jest on upierdliwy, bo tańcujemy oboje na smyczy. Ewidentnie pies mi traci rozum. Chciałabym jednak móc z nim chodzić na towarzyskie spacery, więc będziemy pracować. Chyba musimy się z właścicielką spotkać na wybiegu, czy też łące, żeby psy mogły się dogadać bez smyczy.
Cały czas w sumie prowadziliśmy też naukę ignorowania psów za płotem, a tych na wsi jest całe mnóstwo. Nie chciałam za każdym razem szarpać się z psem. Wyszło pięknie, bo faktycznie możemy spokojnie iść na spacer, ale nie pomogło to Hakerowi w socjalizacji.
Przełomowy okazał się kurs trenerski, na którym nagle w jednym miejscu było dużo psów. Miałam taki moment, jak się zbieraliśmy, żeby się odwrócić i wsiąść do samochodu. To co wyrabiał Haker to był jakiś kosmos, szarpał do wszystkich psów, chciał się witać, skakać, a ja tańcowałam na drugim końcu smyczy.
Kilka psów pokazało mu zęby, kilka warknęło jasno komunikując, że „Młody, możemy się bawić, ale przestań świrować!”. Haker zaczął się ogarniać. Na spacerach z psami przestawał ciągnąć, nauczył się spokojnego mijania, a nawet udało mu się nieco pobawić z psami. Niestety z większością na smyczy, bo znaczna część psów była niespuszczalna z racji mocnych tendencji łowieckich. Niestety na miejscu kursu nie ma ogrodzonego wybiegu, więc psy nie mogły poszaleć swobodnie.
Między zjazdami spotkaliśmy się z labradorką Azą. Haker też miał jeszcze zapędy szaleństwa, ale już bardzo dobrze ogarniał sygnały od innych psów. Zabawa była bardzo udana, psiaki nieco się goniły, trochę przepychały, trochę niuchały ślady. Było kilka warknięć, głównie od Azy, gdy Haker usiłował na nią wleźć, ale całość spotkania upłynęła psom pod kątem fajnej zabawy.
Na drugi zjazd Haker pojechał już o wiele lepiej zsocjalizowany. Nadał miał hopla na widok psów i chciał do nich biec, ale udawało się podchodzić do luźnej smyczy i spokojnie obwąchiwać. Takie podejście sprawiło, że psy, które go poprzednio owarczały, tym razem miały ochotę z nim się pobawić. Były to przeciekawe zabawy. Z Tantrą (i Krokodylem – miejscowym pieskiem o posturze Yorka) było bieganie, polowanie na siebie, przeskakiwanie i ogólnie mocne głupkowanie. Ponieważ Tantra – owczarek holenderski – jest mega szybka, to Haker po pół godzinie szaleństw padał kompletnie zziajany i wykończony.
Ogromną ochotę miał też na zabawę z haszczakami, zwłaszcza Iką, która na zjeździe wcześniejszym raczej go obwarkiwała i nie miała ochoty na kontakt. Niestety to była jedna z tych zabaw na linkach, więc psy nie mogły swobodnie rozwinąć skrzydeł zabawy.
Swobodnie Haker mógł się pobawić z dogiem. To była, jak dotąd, jedyna sytuacja, gdzie on był tym mniejszym. I chyba nie do końca mu się to spodobało. Zabawa doga polegała zresztą na gonieniu Hakera, który w pędzie wbiegł w kałużę, poślizgnął się i zarył nosem w wodzie. Wyglądał jak kupka nieszczęścia i odmówił dalszej zabawy. Odmawiał jednak bardzo bardzo subtelnie, odwracając się, odchodząc, nie był zdecydowany w tej odmowie, więc Całusek (dog) jeszcze trochę go zaczepiał. Kolejnego dnia Haker na szczęście ochłonął po przygodzie i nie reagował lękiem, a nawet nieśmiało do doga podchodził z zaproszeniem do zabawy.
Bardzo podobał mi się też kontakt Hakera z suczką shikoku – Lilo. Pierwszy zjazd Lilo nawet coś się z młodym pobawiła, na drugim miała średnio ochotę na jakikolwiek kontakt, poza wspólnym spacerem. Okazało się, że Haker był w stanie się do tego dostosować. Co jakiś czas tylko podchodził do niej z nosem, czy może zmieniła zdanie. Lilo zdania nie zmieniła, więc lekko mu pokazywała zęby, a Haki natychmiast odpuszczał, po czym wspólnie szli dalej. Co ciekawe, gdy w oddali zaczęły szczekać psy, albo mijaliśmy psy za płotem, Lilo i Haker zmniejszali dystans między sobą i szli przytuleni bokami. Może i nie ma między nimi miłości, ale zdecydowanie byli teamem. Oni kontra reszta świata. Fajnie się to obserwowało. Haker i Lilo to też ciekawy duet bo mają kompletnie odmienne charaktery, Haker to radosny młody świrek, a do Lilo najlepiej pasuje określenie „slow motion”. Wszystko robi bardzo wolno, z namysłem, z ogromną oszczędnością ruchów i sygnałów. Niesamowite, że Hak umiał się dopasować.
Po powrocie znów mamy jakoś mało kontaktu z psami, ale już byliśmy na spacerze z Maderą. Niestety Haker zachowywał się, jakby urwało mu się połączenie z rozumem. Kompletnie świrował, co Maderę dość irytowało. Było to dla mnie dodatkowo dziwne po spacerach z Lilo, gdzie fajnie ogarniał jej sygnały. Fakt, że psy szły na spacer na smyczach, chodnikiem, nie miałyśmy szansy ich puścić. Trzeba powtórzyć ten spacer w jakiś innych warunkach. Bo wiem, że potrafią iść obok siebie. Poprzednio całkiem dobrze im to wyszło. Ale miały więcej miejsca wokół, bo spacer był po lesie.
Na koniec zabawa przypadkowa. W trakcie spaceru po lesie spotkaliśmy 5 letniego, dostojnego pana malamuta. Chłopaki się przywitały, Haker oczywiście zaczął od skoku, w odpowiedzi został lekko owarczany, po czym chłopaki zaczęły się cudnie bawić. I była to kompletnie inna zabawa, dotąd wymagana była przestrzeń wokół, gonitwa, tutaj chłopaki robiły zapasy, przepychanki, wszystko połączone z lataniem kity. Psiak się nawet przed Hakerem kompletnie wyłożył na plecach, pozwalając sobie poobwąchiwać brzuch. Naprawdę super fajna zabawa, taka bardzo dystyngowana. Nie wiedziałam nawet, że Haker umie się tak bawić. Zawsze były szaleństwa. Tutaj ewidentnie klimat zabawy narzucił dorosły pies, a jednocześnie zastosował wobec Hakera masę uspokajaczy, żeby młodzik nie wpadł w tryb wariowania. Owszem, kilka gonitw też było. Oba psy na linkach, bo spotkanie w lesie. Wymieniłyśmy się telefonami z właścicielką i chyba też spotkanie powtórzymy.
Po tych wszystkich spotkaniach widzę, ile traci pies, który nie ma socjalizacji, albo sprowadza się ona do spotkań na smyczy, ograniczanych szarpnięciami właściciela. Spotkanie z jednym psem, to też mało, bo dynamika zabawy zmienia się mocno wraz z jej uczestnikami. Oczywista oczywistość niby, ale dotarła do mnie, jak miałam okazję poobserwować kilka różnych interakcji Hakera z psami. Bardzo fajnie byłoby nagrać jakieś filmiki z tych zabaw, ale dotąd byłam zbyt zajęta obserwowaniem i zazwyczaj też pogoda była niezbyt sprzyjająca – spotkania po zmroku czy w brzydszej pogodzie. Udało się jakieś fotki zrobić, ale nie są one najlepszej jakości niestety.
A jakby ktoś miał ochotę na zabawę z malamutem - zapraszamy w okolice Puszczy Niepołomickiej.