Ten dzień coraz bliżej

Pik-pik! Pik-pik! Pik-pik!

Piąta rano, budzik wyrywa ze snu. Trzeba wyskoczyć spod kołderki, szybko do łazienki, potem przespacerować Małego – po to, by założyć Dużemu uprząż, wbić się w buty do biegania i do lasu!

Kilometry zostają za nami. Las o poranku jest piękny, pachnie zielenią, pachnie deszczem. O tej godzinie ludzi jeszcze nie ma, za to spotykamy kilka saren, dzięcioła czarnego i młodziutkiego lisa. Ale nie jesteśmy tutaj, żeby zachwycać się przyrodą. Ćwiczymy. Wyrabiamy formę. Wylewamy wiadro potu (no, ja wylewam, Haker tylko ziaje). I są efekty.

Tak. Hard Dog Race za pasem. Sam się nie przebiegnie.

P.S. A w zeszłym tygodniu w górach ćwiczyliśmy przeprawy przez błoto oraz pokonywanie powalonych drzew.