Porażki wychowawcze #2
Poprzedni porażkowy wpis był nieco z przymrużeniem oka. Tym razem będzie bardzo serio o naszych socjalizacyjnych zaniedbaniach. Haker nie spotkał w okresie szczenięcym 12 psów. Mieszkamy na wsi, która jest naprawdę fajna i spokojna. Są oczywiście szczekacze za płotem, które nasz Haker całkowicie olewa.
Do tej pory opisywałam go też jako psa nieciągnącego, bo na lince w trakcie biegu starał się nie napinać linki. Owszem, przy mijanych psach dawałam komendę noga i jakoś napotkanie psy mijaliśmy – jedne zupełnie na luzie, inne przytrzymując smycz rękoma.
Na kursie trenerskim, po okresie świrowania na psy, pięknie pracował, w czasie treningu był całkowicie na mnie skoncentrowany. Nawet nie zauważał psa podchodzącego z tyłu. Nie wydawało mi się wiec potrzebne jakieś porządne socjalizowanie. Fakt, widziałam nakręcanie się na inne psy, zwłaszcza przy Maderze, z którą spotykali się wyłącznie na smyczy, i z którą szaleńczo chciał pobiegać, poszaleć. Z Artu natomiast wyglądało wszystko fajnie, bo było i nieco biegania, i nieco chodzenia na smyczy.
A potem zdarzył się Zjazd Absolwentów Canid. Psów cała masa, chyba około dwudziestki lub więcej, i wspólny spacer. Ciężko było mi poznać własnego psa. Hakerowi kompletnie odbiło. Na wspólnym spacerze praktycznie w ogóle nie łapał ze mną kontaktu. Było kilka chwil, gdzie owszem obejrzał się, zwolnił, ale generalnie był w swoim świecie, który składał się z jednej myśli „ja chcę do psów, do wszystkich i do każdego z osobna”. Był na tyle takim pragnieniem opętany, że zupełnie nie odczytywał sygnałów od innych psów – odwrócenie głowy ignorował kompletnie, docierało do niego warknięcie i pokazanie zębów, ale tak na moment, bo po odskoczeniu znów wracał. A ponieważ Haker siłę ma, to sama na spacerze kilka razy nie upilnowałam go i doskoczył się przywitać z psem, które wystraszył, wkurzył. Moje emocje też więc poleciały na tyle, że mieliśmy spacerowy dramacik. Owszem, były też dobre momenty, gdy go puściłam z Tantrą, było trochę biegania, gonienia i piękne odwołania i spokój na smyczy. Te momenty były krótkie i skończyło się, jak psy pognały naprzód, a potem wróciły wszystkie poza Hakerem... Przeżyłam mega grozę, ruszyłam biegiem i znalazłam Hakera w towarzystwie Donnera i Elki z Zamerdanych. Donnerek wykazał się iście anielską cierpliwością do mojego świra, zwłaszcza, że sam długo miał kłopoty z kontaktem z psami. Obraził się jednak, gdy Haker potraktował go jak malamuta i przeszedł do zabawy w zapasy.
W pupie Cię mam!
Spacer w drugim dniu nie doszedł w ogóle do skutku. Haker pobudził się tak bardzo, że nie było mowy w ogóle o żadnym spacerowym tempie. Darł na wariata. Uznałam, że tak kompletnie być nie może i albo pies się choć trochę uspokoi i złapie kontakt ze mną, albo nici ze spaceru. Skończyło się tak, że stałam jak wmurowana w polu z 15 minut, starając się utrzymać na nogach, a Haker piszczał, wył, szczekał, rwał się do przodu, skakał po mnie, podgryzał. Niemal jak psy w zaprzęgu przed samym startem. To były takie emocje. W końcu dotarło do niego, że ja tam jestem, bo wcześniej mogłam sobie cmokać, wołać, gwizdać i nie było żadnej reakcji. Jak dotarło, to posłuchał komend i nawet chwilę szliśmy śladami psów. Szybko jednak znów zaczął szarpać, żeby je dogonić, więc znów się zatrzymywaliśmy i cofaliśmy. W końcu odbyliśmy indywidualny spacer. Liczyłam, że Haker się nawęszy, przejdzie i będzie spokojniejszy.
Przeliczyłam się. Ostatni wyczyn Hakera, to pociągniecie mnie z taką siłą po wyjściu z pokoju, że poleciałam w dół po schodach, lądując w fotelach na półpiętrze, waląc kolanami w kamienną posadzkę. Bolało. A że znacie moje szczęście, to powiem, że przez chwilę się nie podnosiłam. Zmroziło mnie, że jestem kompletnie połamana. Przyznam, że mój upadek Hakera na moment zatrzymał. Siadł w miejscu i siedział póki się nie pozbierałam. Jednak potem znów na widok psów szalał. Choć nawet już coś mnie słuchał.
Co zaniedbaliśmy? Co jest naszą porażką? Socjalizacja! Zabieranie psa w inne miejsca i spotykanie innych psów. Przywiązałam się do tego, że Haker olewa psy za płotem, więc uznałam, że nie ma problemu w kontaktach z psami, bo idzie ładnie ze mną. Nie przemyślałam, chociaż widziałam, że z mijanymi psami jednak ma problem. Widziałam, że spacery z Maderą go pobudzają, że szaleje i ciągnie, ale zwaliłam na to, że droga przez wieś, ciasno, Madera w dodatku była przed cieczką i też była zmierzła. Zapomniałam w zachwycie nad zabawami Hakera z Artu, że jednak jak są momenty smyczowe w ich spacerze, to Haker raczej i tak kombinuje, jak podejść i się bawić.
I tak mnie kocha.
Mając za oknami las i łąki też nie zabieraliśmy Hakera za często na spacery po mieście, w tłum ludzi. Owszem, mieliśmy kilka takich wydarzeń w naszym życiu i Haker był grzeczny. Były to jednak sytuacje naszego łażenia po górach, więc był on zwyczajnie zmęczony i nie ruszał go tłum ludzi.
Poza tym zachwyciłam się tym, że Haker ignoruje ludzi spacerujących, jeżdżących na rowerach. Uznałam optymistycznie, że przeniesiemy to na dzieci i psy. Ogólnie – za bardzo widziałam pozytywy, za mało skupiałam się na sytuacjach, gdy pies był niegrzeczny.
Plan na teraz. Socjalizacja, socjalizacja i jeszcze raz socjalizacja. A z drugiej strony więcej treningów, będzie też więcej spacerów na lince i odwoływanie częstsze. Planuję też częściej trzymać go na komendzie „równaj”, czyli spacerze z kontaktem wzrokowym, a nie na samej luźnej smyczy. Do tego dużo wyciszających zabaw – wrócimy do konga, żeby częściej w nim pojawiało się jedzenie. Będzie karmienie z ręki, żarcie nie na śniadanie, ale na treningach za pracę. Zaczynamy też noso-pracować. Pewnie ideałem byłoby też go regularnie wybiegiwać i wymęczać. Zobaczymy, jak to nam wyjdzie.
Trochę mnie przeraża, że już za dwa tygodnie zaczynamy kurs instruktorski, a Haker jest teraz w fazie mega rozproszenia. Będzie o wiele trudniej niż na trenerskim, coś czuję. Ale może się chłopak ogarnie. Trzymajcie kciuki!