Bo co ma począć pies...
Złamać rękę, tego się nie robi psu, że tak sobie sparafrazuję bardzo fajną poetkę. Nie robi, ale niestety zdarza się. :(
Pańcia złamała rękę. Dość niefajnie. Ponieważ złamanie jeszcze świeże i bolesne, nie wychodzi na spacery i biegi z psem. Pies zachwycony tym faktem nie jest, bo wcześniej były i biegi i spacery i treningi, a teraz co najwyżej rzucanie zabawek z kanapy i aport.
Najbardziej mi chyba żal zaplanowanego kursu instruktorskiego. Mieliśmy się wspólnie szkolić od 7 maja, smakołyki już były uszykowane. Pies jeszcze nie wiedział, ale myślę, że tygodniowy pobyt na szkoleniu zachwyciłby go. Zwłaszcza obecność innych psów. Przenieśliśmy się na edycję jesienną, mam nadzieję, że za stary nie będzie i nadal będzie chciał się uczyć. ;)
Niesamowity jest Haker w tym całym zamieszaniu, które chwilowo ma miejsce w naszym domu. Zachowuje się jakby w nieco przyspieszonym tempie dojrzał. Skończyło się skakanie, szaleństwa. Przychodzi się przytulić, kładzie pysk na nogach, ręce i patrzy autentycznie zatroskanym wzrokiem. Gdy miałam kryzys bólowy, przytulał się, kładł pysk na gipsie. Pilnuje też mnie, kładzie się pod drzwiami łazienki albo przy łóżku i czeka. Kręci w pobliżu cały czas, ale tak bardzo przyjacielsko, nie nachalnie, bez zaczepiania czy podgryzania. Niesamowite obserwować taką zmianę w tym 6,5-miesięczniaku. Mam nadzieję, że ręka szybko i prawidłowo będzie się zrastać i niedługo pójdziemy spacerować. Bo chyba tego ruchu brakuje mi tak mocno, jak Hakerowi.
Kciuki trzymajcie za rękę i za pogodę też, bo wtedy chociaż do ogrodu pójdę psa wybiegać. A wkrótce pewnie będę mogła się wypowiedzieć które szelki najlepiej zapina się jedną ręką.