Zaczęliśmy z Hakerem kolejny etap naszego wspólnego szkolenia: ja będę zostawać instruktorem szkolenia psów, a Haker, jak to wszystko ogarnie, to będzie najprawdziwszym obi-psem i będziemy musieli brać udział w zawodach, żeby się nie nudził. Jednak tak serio, to długa droga przed nami jeszcze, a ćwiczeń cała masa.
Pierwszy zjazd kursu to prawdziwy wysyp nowości. Wszystkie ćwiczenia są nowe. Luźna smycz jest dla dzieciaków, teraz wszystko robimy na komendzie „równaj”, a jak wiadomo, nie jest to ulubiona pozycja Hakera. Haker ćwiczyć kocha, potrafi się wpatrywać we mnie oczekując komendy, jednak zdecydowanie większą uwagą obdarza nadal wydawane w nagrodę jedzenie. Udało się trochę nad tym pracować, zamieniając sposób nagradzania. Teraz nie smaczki od nas, ale od tacki znajdującej się za psem. Po udanym ćwiczeniu wysyłamy tam pieseła po nagrodę. Przyznam, że jak to zobaczyłam, to w duchu zaczęłam chichotać, że jasne – Haker da się w ogóle zabrać od smaczka leżącego na tacuszce i pójdzie ze mną ćwiczyć. Ale oderwał się! I to nawet pierwszego dnia! Pękam z dumy. Widać, że było to dla niego szalenie trudne, no bo jak to tak – nie daje, każe iść za sobą, każe coś robić, a potem każe iść zjeść to, co chciał zjeść od samego początku. Hakerowi zwoje mózgowe się niemal przegrzewały. Uznał jednak, że mnie lubi i będzie słuchał, mimo że rozum mi odebrało najwyraźniej. Nadal też niezbyt chętnie pilnuje dokładności ćwiczeń – zrobiłem przecież. Nagradzaj babo jedna!
fot. Canid
Po raz kolejny, upewniłam się, że Canid był rewelacyjnym wyborem. Ewelina i Ola (na praktykach) wspierały nas niesamowicie przez ten tydzień zmagań w codziennych treningach. Było nas też mało – 5 par psio-ludzkich i dwie instruktorki. Czułam się niesamowicie zaopiekowana w mojej pracy z psem. Jak coś nam kompletnie nie szło, to dostawaliśmy wsparcie i pomysły. Ostatniego dnia dostaliśmy listę zadań domowych – co musimy wypracować z psem przed kolejnym zjazdem. Jak zwykle mamy ćwiczenia, które wychodzą nam absolutnie rewelacyjnie – jak zmiany pozycji z odległości, położenie lub posadzenie psa nie przerywając naszego ruchu. Są też takie, których nawet dobrze nie zaczęliśmy. Kompletnym nieszczęściem jest póki co aport. Coś to drewno kłuje w ząbki, bo szarpak potrafi zaaportować przepięknie. Coraz fajniej Haker się dostawia po obikowemu. Tak się fajnie dokleja i patrzy w oczy. Niestety chodzenie przy nodze idzie nam już różnie.
Na kursie odkryłam też, że ten mój gamoń potrafi się niesamowicie bawić. W domu zabawka była dla niego tak w ostateczności, a w trakcie treningów mogła nie istnieć. Liczyły się tylko smaczki. Tymczasem na zjeździe Haker bawił się przecudnie. Udało się nawet zamienić czasem smaczki na zabawę. Byłam w szoku przez pierwsze trzy dni, zwłaszcza, że przedstawiłam Hakera jako nieumiejącego się zbytnio bawić.
Ciekawym elementem był też temat psów ratowników realizowany przez Asię, z którą potem mieliśmy zajęcia terenowe z szukania zaginionego. Każdy z psów miał za zadanie odszukać pozoranta. Był to dla nas świetny odpoczynek od powtarzanych zadań, a jednocześnie bardzo wzruszający moment, gdy nasze, nieszkolone psy, znajdywały ukrytą osobę. Nam i psom był też potrzebny taki dzień wolny od regularnych treningów, bo pod koniec tygodnia psy nam coraz częściej gasły w trakcie ćwiczeń, powtórzeń było coraz mniej.
Dla nas, ludzi też nie było łatwo. Teoria jest coraz bardziej skomplikowana i na prawdę trzeba będzie posiedzieć nad skryptami. Niby większość rzeczy jest taka oczywista jak się je słyszy, ale okazuje się sztuką, żeby potem przekazać to komuś innemu. Czeka nas na kolejnym zjeździe prezentacja własnego tematu związanego z psami. Z racji tego, że przymierzamy się cały czas do regularniejszych biegów, będę opowiadać o trenowaniu psa do biegania, o rasach biegowych, klasach startowych, sprzęcie. Sama sobie dzięki temu poukładam wszystko w głowie.
Na koniec musimy też przygotować podręcznik do ćwiczeń z psem – rozpisać kolejne etapy ćwiczeń, pomysły na trudności. Możemy zamiast tego zrobić dzienniczek pracy z własnym psem. Waham się jeszcze trochę nad tym, co zrobimy. Na początku myślałam o dzienniczku, ale teraz myślę, czy jednak nie będzie mi łatwiej opisać ćwiczenia.
W maju czekają nas już tylko trzy dni. Dwa z nich będą ćwiczeniami z obidience i agillity, a ostatni egzaminami – praktycznym i teoretycznym. Jeszcze jednak trochę czasu do tego mamy.
Haker po tym zjeździe był wyjątkowo pełen energii. Miał mieć dwa dni wolnego od ćwiczeń, ale dość nachalnie się ich domagał. Zrobiliśmy sobie więc kilka minut najłatwiejszych rzeczy.
W trakcie kursu mieliśmy też trochę psiej socjalizacji. Haker stara się bardzo dogadywać z psami ale czasem nadal je przytłacza swoją malamucią postawą. Za to poobserwowałam trochę przecudownej gonitwy z holenderką i z dogiem! Haker postanowił puścić w niepamięć ostatnią przygodę z Całusem, gdy wylądował w kałuży, i poszaleć z większym od siebie. Dla mnie było to wyjątkowo ciekawe, bo po raz pierwszy Haker nie dominował w kontakcie. Ogon trzymał nisko, odchylał głowę. Zazwyczaj idzie z podniesionym ogonem i trochę narzuca swoją obecność. Teraz był ostrożny. Po chwili gonitwy odzyskał jednak pewność siebie.
Tradycyjnie też na placu był znacznie grzeczniejszy niż poza nim. Ćwiczyliśmy bez trzymania smyczy w ręce, a Haker ani razu nie wypadł z kontaktu ze mną i nie pobiegł witać się z psami. Na spacerach bywało już różnie.