Są takie dni, czy nawet tygodnie, gdzie nie dzieje się nic szczególnego na linii psowej. Macie tak? Nas właśnie dopadło. Dziki jednak przeżyłam mocniej niż myślałam i wybiły mnie one na chwilę z rytmu pracy z Hakerem. Później miałam jeszcze stłuczkę autem, która też mnie nieco rozchwiała, a potem, w trakcie świąt, podróżowaliśmy sobie przez pół Polski i też niewiele się w psim życiu działo. Nawet prawie zapomniałam, że mamy bloga i że trochę się spóźniliśmy z wpisem. Było więc bardzo ciekawie u mnie, ale przez to nie robiłam z Hakerem tyle ile bym chciała.

W najbliższą niedzielę (jutro) jedziemy na kolejny zjazd kursu Canidu. Jest słabo. Nadal koziołek jest na początkowym etapie. Moja wina, zapomniałam go zabrać na wyjazd i mamy w tył tak z tydzień. Fajnie za to Haker ogarnia zmiany pozycji, choć ostatnio zaczął nagle zrywać odległość i podchodzić do mnie. Zobaczymy czy się to wyklaruje czy nie. Bardzo ładnie wychodzi nam chodzenie przy nodze. O dziwo, najlepiej ogarniamy to w rozproszeniach. Jedzie ciężarówka, wołam Hakera, a on dostawia się do nogi i idzie. O wiele gorzej z tym jest w domu czy na podwórku. Jednak całościowo treningi mnie frustrują przez te nieudane aporty i pracę tylnymi nogami. A moja frustracja udziela się Hakerowi i mamy trochę błędne koło. Liczę, że oboje się w niedzielę ogarniemy na placu i złapiemy rytm. Tym razem jednak boleśnie czuję, że nie jest dobrze.

Sporo sukcesów mamy za to w takim życiu codziennym. Wyjazdy były bardzo udane. Haker coraz bardziej ogarnia umiejętność witania i nie skacze po ludziach. Udało się też spokojnie szykować jedzenie, Haker nic nie ukradł. Bardzo dużo spacerowaliśmy na wyjazdach w sytuacjach miejskich, czyli czymś, czego w domu nie ma. Było mijanie wielu ludzi, psów. Jestem zachwycona ogarnięciem Hakera w tym temacie. Spacerowanie z nim stało się mega przyjemnością. Pies pilnujący nas, nawiązujący kontakt, olewający szczekające psy, ładnie witający się z psami na smyczy. Po prostu bajka! Na spacerach zawsze robiliśmy też małe treningi, Haker pięknie pracował.

Ponieważ musiałam też w międzyczasie ogarnąć naprawianie auta, wymyśliłam nam spacer – odwiezienie auta do mechanika i stamtąd spacer z psem do domu (trochę ponad 9 km), najpierw przez miasto, potem lasem. Haker był też cudowny. Luźny, spokojny spacer. Była też zabawna sytuacja, widział nas wtedy hodowca Hakera. Powiedział później, że nagle zobaczył jakiegoś pięknego psa, przeleciała mu przez głowę myśl „Jak to? Ktoś ma psa tak pięknego jak moje?!”, a potem dotarło do niego, że to Haker. No w końcu mamy taga #najpiękniejszy na Instagramie ;)

Udało mi się też ogarnąć opisy ćwiczeń i prezentację na zjazd. Opisy czytał potem Tomek i stwierdzam, że znacznie łatwiej jest coś z psem robić, niż komuś wytłumaczyć, co ma robić. Zdania, które wydawały mi się oczywiste, dla niego wcale takie nie były. Musiałam więc trochę posiedzieć. Prezentacja jest na temat przygotowań do biegania z psem i ciągnięcia. Dzięki temu sama ułożyłam mnie i Hakerowi plan ćwiczeń. Tylko nie wiem, czy nie przyjdzie nam czekać do jesieni z nim, bo zaczyna być ciepło, a moje kontuzje jak na razie uniemożliwiały treningi. Szczerze mówiąc, dopadł mnie też zwyczajny lęk przed ćwiczeniami. Mocno się zastanawiam, czy w ogóle chcę jeszcze biec z psem przy pasie.

Czas spędzaliśmy na dużej ilości luźnych spacerów samotnych lub z innymi psami. Haker nagle nauczył się poszczekiwać w zabawie i bardzo testował to podczas spotkania z Artu. Robił to jednak jakoś tak subtelnie, że przez chwilę się zastanawiałyśmy, który z psów wydaje takie dźwięki. Później chłopak potestował też wycie na przechodniów, ale odwróciłam uwagę od takiego zachowania. Z kolei komenda „daj głos” idzie nam opornie.

Mamy też nowe sprzęty psie. Haker zaliczył skok rozwojowy, rozrosła mu się klata, szyja i wyrósł nam z Sali Speed i starej obróżki. Kupiliśmy więc w Dogtrotterze nową obrożę Yukon z wyhaftowanym imieniem i numerem telefonu. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Super solidna obroża, z elementami odblaskowymi, szeroka. Haker na dzień dobry wlazł w niej do rowu popływać. Jak testy, to testy.

Drugim nabytkiem są szelki easy-walk z Warsaw Dog. To pierwszy produkt tej firmy u nas, ale prawdopodobnie nie ostatni. Mamy w końcu ładne, solidne szelki na spacery, które faktycznie pomagają ogarnąć psa. Ponieważ Haker ostatnio nie ciągnie, to nie miałam jak przetestować ich działania, a przy takim lekkim pójściu do przodu nie było zauważalnej różnicy, czy mam psa na obroży czy specjalnych szelkach. Testy udały się za to Tomkowi, Haker dwa razy radośnie skoczył do przodu w takiej psiej głupawce i dwa razy szelki obróciły go przodem do Tomka. Ponoć zaskoczyło to psa na tyle, że przestawał fikać. Dobrze więc wiedzieć, że na takie nagłe szarpnięcie szelki zadziałają.

Chwilowo brakuje nam fajnych szelek do auta. Dotąd tę funkcję pełniły u nas Speedy, teraz Step in. Ale może macie jakieś polecajki? Bardzo lubiłam nasze Hurtty Active, więc teraz myślę też o jakiś guardach.