Czasem człowiek potrzebuje przerwy. Czasem przerwy są długie. Miałam ogromny problem z mobilizacją, siedzeniem i pisaniem bloga. Wydarzyło się jednak całkiem dużo, więc ten wpis będzie trochę spisem treści naszych ostatnich miesięcy. Jeśli jakiś temat szczególnie was zainteresował, to dajcie znać, chętnie napiszę więcej.
- W czerwcu ukończyłam kurs instruktora noswork według standardów Stowarzyszenia Nosework Club Polska. Z racji covido-szaleństwa kurs odbył się online, co było podwójnie angażujące, bo nie dość, że wykonywaliśmy ćwiczenia, to jeszcze trzeba było je nagrać, wysłać, przegadać z instruktorami. W którymś momencie złapałam się na tym, że mam dość ekranu i kręcenia filmów. Ale udało się i po zdaniu egzaminów przed międzynarodową komisją jestem instruktorem psiej pracy nosem. W kursie uczestniczyły moje obydwa psy, a dodatkowo w ramach jednego z zadań egzaminacyjnych pracowałam z buldogiem angielskim Romą i łajką Ceresem i ich opiekunkami. Było to świetne doświadczenie. We wrześniu zaczęłam uczyć pierwszych kursantów. Powiem szczerze, że jednoczesne układanie skrytek, wymyślanie, a potem przechodzenie z psami jest dość męczące. Chętnie udam się do kogoś, kto będzie mi ogarniał kwestie techniczne, a ja sobie stanę na starcie i pójdę z psem do roboty. Nie przepadam za szykowaniem zagadek dla siebie. Pod inne psy – proszę bardzo.
Podróże małe i duże
- W sierpniu miałam być z Ergutem na wyczekiwanych klasach komunikacji z Mariną Grafagnoli. Niestety znów pandemia zmieniła nam plany. Może za rok się w końcu uda. Miałam jednak trochę wolnego w sierpniu, więc postanowiłam, że może jeszcze jeden kursik instruktorski zrobię. Tym sposobem jestem od niedawna instruktorem Rally-O i przygotowuję kurs dedykowany moim psim absolwentom i ich opiekunom, którzy wkręcili się fajnie w pracę z psami i chcą ćwiczyć dalej. Posłuszeństwo na luzie jest bardzo fajne, choć nie jestem przekonana, że to sport dla każdego. Tutaj też czeka mnie ogarnięcie przestrzenne, bo żeby przygotować plac, trzeba doskonale znać poszczególne znaki. Trzeba pomyśleć, jak po kolei pójdzie zespól pies i opiekun i zapewnić im komfort pracy, żeby np, jakieś ćwiczenie nie kończyło się na płocie. Mniejszym kłopotem jest samo przećwiczenie z psami poszczególnych zadań. W klasie 1 i 2 większość ćwiczeń jest spokojnie do wypracowania z większością psów.
Rally-O i nasze siady
Kurs rally obedience ukończyłam z Hakerem. Wiadomo, że na części ćwiczeń „malamucił” i udawał, że nie do niego mówię, a w ogóle to tam są ciekawe zapachy i nie może mnie słuchać. Na niekorzyść działała też pogoda, jeden z najupalniejszych weekendów tego lata. Jednak były momenty, gdy zbierał się w sobie i przypominał, że jednak w sumie to lubi ćwiczyć. Ja też lubię ćwiczyć z nim. Niesamowicie mi pies dojrzał, zmądrzał, stał się fajnym towarzyszem. Hakera wypożyczyłam też na Dniu Otwarym Rally w mojej szkole. Naprawdę fajnie pracował z innymi osobami. Miło zobaczyć efekty pracy z psem.
Ergo za to wymiata w pracy nosem. Regularnie zaczęliśmy trenować mantrailing pod okiem Asi z Krakowskiej Grupy Tropiącej, która po zobaczeniu pracy i Hakera i Ergo, powiedziała, że więcej sensu ma praca z Ergutem. Młody co prawda mocno się nakręca, trochę popiskuje na startach, ale jak już zacznie pracować, to jest po prostu ślicznie. Równie dużo frajdy miał z szukania zapachów. Dzięki instruktażowi Jagny udało nam się w końcu wyjść z szukania zapachu w pojemnikach. Wcześniej miałam tak, że jak były pojemniki, to było szukanie, a ich brak powodował jojczenie. Uświadomiłam sobie jak bardzo wrażliwym i delikatnym psem jest Ergo. Niby taki pierwotniak z dalekiej Jakucji, twardziel powinien być, a on jest niesamowicie delikatny i potrzebuje wprowadzania nowości bardzo pomału i bardzo jasno. Inaczej spala się, pragnąć zgadnąć, o co mi może chodzić. Co ciekawe, nakręcenie zupełnie nie przeszkadza mu w kontynuowaniu śladu. Jak są trudne sytuacje ściągam go na bok, mamy przerwę, a potem wraca pracować. Dzielny, dzielny pieseczek.
Zobacznie jaki on śliczny!
- Miałam ogromną przyjemność przeprowadzić testy szczeniąt w dwóch hodowlach. Jedne robiliśmy na podstawie Cambella, drugie Volharda. Wiadomo, że testy są tylko bardzo zgrubnym zapisem wycinka życia szczeniaka, ale na pewno test Volharda jest bardziej szczegółowy i, w moim odczuciu, bardziej miarodajny. Generalnie w obu hodowlach testy zgadzały się z obserwacjami hodowców. Szczeniory mam na oku i jestem bardzo ciekawa, jakie będą za rok, dwa, ale nawet za 2-3 miesiące. Tak się ciekawie złożyło, że niektóre są w rękach moich znajomych. Testowanie szczeniąt to prześwietny aspekt mojej pracy. Można sobie pomiziać, pomiętolić i wyprzytulać takie kuleczki. I nie trzeba sprzątać siuśków.
Takie cuda!
Psowaty Szkoła zyskała w ostatnim czasie teren treningowy. Od czerwca mam ogrodzony plac. Daje to niesamowite możliwości, ale niestety zbliża się zima i wczesny zmrok. Plac pozbawiony jest przyłączy, więc w ramach kombinowania stałam się właścicielką generatora i przenośnych reflektorów. Jeden już zdążył się spalić podczas pierwszych zajęć. I ciężko powiedzieć, czy był wadliwy, czy wadliwy był generator, czy co się właściwie stało. Jakby ktoś miał jakieś porady, to chętnie przyjmę. Na placu stanął też namiot wielkości 6x10 metrów, więc jak odzyskam światłość, to będę tam prowadzić część zajęć. Nadal mamy do dyspozycji salę (z normalnym oświetleniem), ale mój ukochany Dom Kultury tak się rozrósł, że salę mamy tylko jeden dzień w tygodniu. Z jednej strony ogromnie mnie cieszy, że dziewczyny tak pięknie rozruszały miejsce, że dzieje się tam tak dużo, z drugiej sama chciałabym tam bywać więcej.
Mam teraz świetne grupy psio-ludziowe. W każdej pracy z ludźmi bywa różnie, od konfliktów, poprzez ogólny brak chemii, po świetną współpracę. W ostatnim czasie mam dużo szczęścia do ludzi. Niesamowicie dodaje to skrzydeł i napędza do dalszej pracy. Psy też przeróżne, jest też trochę sporych wyzwań, które czasem spędzają sen z powiek. Dosłownie nie śpię, bo jednak trudno mi czasem nie przynosić pracy do domu. Fajnie jednak jest mieć jednocześnie hobby i pracę.
Dzięki Klaudii z Let'Sniff mam też piękną pojemną psią torbę, psy mają też smycze, linki. Wszystko superowo porządne i śliczne!
Żywienie. Ruski kundel ma nie tylko wrażliwą duszę, ale też najwyraźniej francuskie podniebienie. Gdy sucha karma nie podeszła smakowo, potrafił się głodzić 3 dni, czwartego zjeść tak 1/6 porcji dziennej karmy i znów nie jeść 3 dni. Niby taka matka tyran, która uznawała, że w końcu zje, nie dawałam smaczków, więc wydawało się, że w końcu mu minie. No nie minęło, a ja stwierdziłam, że jednak nerwowo nie wytrzymam i aktualnie mam psy na barfo-puszkach. Rusek potrafi puszką też pogardzić. A ja naprawdę nie ogarniam czasowo polowania na okazje mięsne. A przy dwóch bykach, które pochłaniają ponad kilogram żarcie dziennie, to niedługo nie miałabym pieniędzy na żywienie. Daję więc puchy i tak. Na plus zaliczam to, że w końcu ogarnęłam temat barfa.
Ogarnianie tematu żywienia zaczęłam od notatek i materiałów z ukończonego już jakiś czas temu kursu: "Dietetyka weterynaryjna psów i kotów", a rozszerzałam wiedzą o BARF. No i powstał mi z tego pomysł na żywieniowy poradnik, w którym znajdują się opisy różnych stylów żywienia z plusami i minusami. Znajdują, bo poradnik już napisany, a teraz czeka na redakcję i korektę. Tak więc obok szkoły, webinarów, kiełkuje kolejna działka działalności.
"Na akitę". Ryjek z lekka niemalamuci w tym kołnierzu, za to można położyć głowę jak na podusi.
- Psie zdrowie. W ostatnim czasie mieliśmy nieco więcej wizyt w naszej ulubionej lecznicy. Imprezować z weterynarzem zaczął Ergo od niewiadomego pochodzenia zatrucia. Wyglądało na tyle poważnie, że przebadaliśmy chłopaka, odkrywając przy okazji coś w stylu nadwrażliwości dotykowej, a lekarze połączyli to jeszcze z tym, że narzekałam na jakość futra i głodówki Erguta i zrobili badania tarczycy, w których wyszła niedoczynność. Na szczęście/nieszczęście okazało się, że najprawdopodobniej jest to wina Superlorinu (chip kastracyjny), bo kolejne badanie po miesiącu już wyszło ok. Oznacza to, że młody kastrowany być nie powinien. Po Ergucie pochorował się Haker. Dopadło go jakieś uczulenie, powygryzał się do krwi i trzeba było wykąpać. Pani doktor zadecydowała, że kąpiemy w specjalnych specyfikach, maziamy maściami, przy okazji pobieramy krew do badań wszelakich (to już moja decyzja, bo uznałam, że jak mamy psa na głupim jasiu, to skorzystajmy i zróbmy pełniusieńki przegląd). Kąpanie Hakera to było wyzwaniem dużym, na szczęście bardzo pomogła nasza weterynarz. Ponieważ zawsze mam wyrzuty sumienia, jak robię coś z jednym psem, a z drugim nie, to Erguta też zatargałam na czesanie i pobieranie krwi na wszytko, co możliwe. Chłopcy zdrowi, ale jeszcze czekamy na wynik alergii pokarmowych. Oboje byli bowiem przez jakiś czas różowi, wylizujący się, drapiący i trochę miałam problem, czy to nie kwestia karmy. Mam podejrzenie, że jednak to był konkretny rodzaj karmy (Purizon), która już kiedyś nieco nam bruździła, bo teraz w zasadzie jest ok, a psy jedzą różnego rodzaju mięsa.
Nie rozmawiam z Tobą już nigdy! Swoją drogą jakim cudem mamy tyle czarengo, a tak mało białego?
- Łajkowe spotkanie. W czerwcu świętowaliśmy drugie urodziny Erguta. Myślę, że będzie to już tradycją, że spotykamy się w hodowli. Tym razem urodziny były nieco większe, bo było to po prostu spotkanie łajek urodzonych w hodowli Diament Jakucji. Miałam tam malutkie pięć minut na poprowadzenie zajęć noseworkowych. Uwielbiam łajki jakuckie pracujące nosem. Te psy są stworzone do węszenia. Niby każdy pies może węszyć, ale praktycznie wszystkie łajki wpadły w pracę. Niektóre, wrażliwsze miały problem, bo jednak wokół było masa innych psów i nieznane otoczenie. Te po prostu, jak Ergo, potrzebuję powoli i spokojnie poznawać nowości. Mam nadzieję, że kilka osób wciągniemy w zabawę, a na pewno już wciągnęliśmy w tropienie. Sama też się na spotkaniu uczyłam. Świetny pokaz Elwiry Kalety ze Śnieżnych Psów o bieganiu i jeżdżeniu z psami. Do Elwiry mieliśmy nawet jechać wczesną wiosną, ale covid. Może tej zimy się uda.
Chill out w świetnym towarzystwie
- Znajomości łajkowe zaowocowały namiarami na miejscówkę w Bieszczadach, gdzie całą rodziną psio-ludziową wybraliśmy się na wakacje. Cudowne miejsce, do którego planujemy wracać. Leśniczówka nad Sanem, okolice Otrytu, na ścieżkach ślady niedźwiedzi. Na szczęście z żadnym się nie spotkaliśmy. Było leniuchowanie, było chodzenie po górach i było taplanie w rzece. Takie urocze, proste wakacje. Jak niesamowicie tego potrzebowaliśmy. Reszta wakacji nie była już wspólna, wyjeżdżaliśmy na trochę i w różnych konfiguracjach. Okazało się też, że Ergo przestaje jeść, jak zmieniamy miejsce pobytu. Wcześniej takich atrakcji nie mieliśmy.
Takie atrakcje. Dobrze, że nie zobaczyły wiewiórki
- Nieprzyjemności psie. Znajomi z FB wiedzą już doskonale, że mieliśmy czarną serię spotkań z psami. Psami, które nawiały z posesji, psami nieodwołalnymi, a mimo to biegającymi luzem (z właścicielem hen daleko na horyzoncie, lub w ogóle niewidocznym). Otóż w ciągu miesiąca aż 5 razy doleciały do nas psy z wrzaskiem, warkotem i gryzieniem. Głównym celem był zazwyczaj Ergo. Ostatnim z tej serii spotkań, było spotkanie w lesie z Cane Corso, który nie dał się uspokoić moim psom (a one naprawdę bardzo próbowały) i dążył do konfrontacji. Moi w końcu zareagowali jak stado, osaczyli i było to naprawdę bardzo nieciekawym doświadczeniem, zwłaszcza, że psy na pasie, więc została w środku. W zasadzie już myślałam, czy nie odpiąć psów i siebie, bo jak dojdzie do spięcia, to sznurki mogą tylko pogorszyć sprawę. Na szczęście CC dał się odprowadzić właścicielowi. W każdej z tych sytuacji moje psy były na smyczach lub linkach przy pasie. Na Hakerze te wydarzenie nie zrobiły większego wrażenia, nadal spokojnie reaguje na psy, ale też do niego psy mniej podbiegały. Ergo, jako nastolatek pokazał się z takiej trochę „drechowej” strony, wolał się pobić i pogrozić, niż dogadywać. Dlatego zresztą dostał Suprelorin, bo nieciekawie bywało w relacji z Hakerem. Dla niego też te spotkania z psami były bardzo trudne, z każdym jednym widziałam, że coraz gorzej z jego psychiką. Teraz mamy problem już ze spokojnym wychodzeniem na spacer. Gdy puszczę Ergo przy drzwiach domu, to w drodze do bramy już jest źle, przy bramie zaczyna się kręcenie, pojękiwanie, szczekanie. Musimy już w domu zapiać smycz, żeby było lepiej. Po wyjściu za bramę, zaczyna się nerwowe rozglądanie. Niestety pojawiło się spinanie już na sam widok psa. Ja zainwestowałam w gaz pieprzowy, zastanawiam się nad porządnymi buciorami. Bo kolejnego razu nie zniosę też, a wolę przejąć akcję na siebie, niż żeby znów pies obrywał. Zresztą aktualnie na każdego podbiegacza startuję już ja z warkotem i szczerzeniem zębów, co zapewne też nie do końca psu mojemu pomaga, ale przynajmniej (jak na razie) skutecznie odpędzam psy. Nieciekawą „wisienką na torcie” pecha, okazało się ostatnie tropienie w Krakowie, gdzie było dużo psów, oczywiście sporo luzem, w tym labrador, który na bombę wpadł w Erguta, na co on odpowiedział natychmiastowym atakiem. W zasadzie mu się nie dziwię, pies nieładnie się witał, ale myślę, że w normalnym stanie Ergo po prostu byłby sztywny i psa oburczał. Cały kontakt, zabawę na spacerach, którą wypracowałam po ucieczce do sarenek poleciał na łeb, na szyję. Ergo na spacerach nie je w ogóle, nie za bardzo mam więc jak wzmcnić nasz kontakt. Jest on dość słaby, bo w zasadzie oboje nerwowo się rozglądamy. Spacery są więc aktualnie średnio fajne, bo spędzane w nerwach. Pojawiający się na widoku pies, a nawet człowiek, powoduje u Ergo sztywność. Najgorzej, że spora część ataków miała miejsce bezpośrednio w okolicy naszego domu, więc nawet tutaj młody nie czuje się bezpiecznie. Na spacer jeżdżę na najnudniejsze ścieżki, gdzie mam niemal 100% pewności, że nikt się nie napatoczy. Spacerujemy też w towarzystwie Figi, z którą Ergo się naprawdę lubi. No i staramy się oboje poukładać. Pomocne są spacery z Hakerem, bo wtedy Ergo wkleja się w niego bokiem i jakoś idziemy. Jednak chodzi o to, żeby można też było iść solo.
A nie tak dawno na Ergucie nie robiły wrażenia takie spacery
HDR, na którym mieliśmy być w kwietniu, z powodu covid został przeniesiony na wrzesień. Mieliśmy jechać rodzinnie, Tomek na bieg z Hakerem (chociaż nawet namawiałam go kiedyś na Erguta), a my towarzysko. Wiadomo już, że jedzie tylko Tomek i Haker. Erga nie chcę brać w stado psów. Chłopakowi potrzeba spokoju. Dodatkowo pochorowały się ludzkie szczeniaki, więc zespół jedzie totalnie sam. Jak będziecie w okolicy Góry Kamieńsk, około 9:30, to możecie głośno pokibicować Hakerowi i Tomkowi.
Na koniec znów Haker. Poszliśmy raz na spacer i postanowiłam dać mu poszaleć bez smyczy, linki. Odkąd pracuję z Ergo nad przywołaniem, Haker też najczęściej spaceruje na linie. Owszem, w większości sytuacji da się go przywołać, ale Wolałam nie ryzykować, że nawieje, a ja z zaczepionym do siebie Ergutem będę go gonić, żeby odciągnąć od czegoś. Poszliśmy jednak sami, więc puściłam. Po chwili zobaczyliśmy w oddali krowy. Haker ma historię nawiania do krów, więc się nieco spięłam i wołam do siebie. Haker wpatruje się w krowy, spogląda na mnie, znów na krowy, robi kilka kroków do krów i ... wraca!! Przynajmniej jakiś sukces.
Jak więc widzicie mamy taką sinusoidę pozytywów i negatywów. Jestem ciekawa jak jest u was. Wiadomo trochę, że praca z psem to się nigdy nie kończy, bo zawsze jest coś jeszcze. Poza tym nasze psy roznosi energia, jak nie zapewnimy wyzwań i ruchu. Latem było łatwiej, bo jak jest upał, to nasze mrozolubne psy wolą leżakować w cieniu. Teraz tak naprawdę wracamy do aktywności. Z Ergiem praca nad emocjami, z Hakerem nad ciągnięciem. Nie myślałam, że będę uczyć psa, żeby jednak choć trochę ciągnął (przy bieganiu, hulajnodze i rowerze), spacerowo nadal lubię spokojnego psa.
Za mało mi wakacji. Za mało!