Od mniej więcej trzech tygodni domem Psowatej rodziny jest Oxie w Szwecji. Skandynawia kusiła nas długo, chyba jeszcze przed psami, możliwe, że przed dziećmi. Kusiło nas pomieszkanie gdzieś poza Polską. Pomieszkiwaliśmy sobie zresztą krótko w różnych miejscach świata - Dorota miała przygodę życia z Japonią, Tomek ze Stanami i Kanadą. A Skandynawia kusiła nadal - jest względnie blisko do Polski, jest czyste powietrzem, spokój, mieszka tu rodziną, są wysokie podatki. No dobra, to ostatnie kuszące nie jest. W końcu przegadaliśmy, przemyśleliśmy, przeplanowaliśmu i stwierdziliśmy, że jak nie teraz, to chyba już nigdy.

I stało się, 4 listopada wyjechała spod domu ciężarówka z naszym dobytkiem (wliczając w to psie kenele!), a 5 listopada nasza szósta (4 ludzi i 2 psy) weszła na pokład promu "Nils Holgerson" (ten od Cudownej Podróży) i ruszyła w podróż. Przygotowania do tego momentu trwały nieco dłużej, w zasadzie od końca sierpnia tematem wiodącym była przeprowadzka.

Mój Ergut jest psem chorującym na tarczycę, mającym problem ze skaczącym w kosmos testosteronem i będącym chwilowo na lekach przeciwlękowych, bo chłopak jest nieziemsko wrażliwy i kilka nieprzyjemnych sytuacji (ataki psów), bardzo go wycofało. Leczymy się u cudnych wetek już spory kawał czasu, więc wszelkie wyniki mieliśmy na bieżąco monitorowane, a dawki leków modyfikowane. Pojawiła się jednak kwestia kastracji - czy w ogóle, czy w znanej klinice, czy czekać i ewentualnie po przeprowadzce. Ergo swój testosteron wyładowywał na Hakerze (i każdym innym samcu, który choćby pojawił się w okolicy), więc sytuacja była napięta. Sama odradzam kastrację lękowych psów, a tutaj musiałam zdecydować. Wcześniej sprawdzaliśmy kastracją chemiczną zachowanie i było znacznie lepiej, więc ewentualną operację chciałam jednak zrobić w naszej klinice odpowiednio wcześniej. Udało się i jeden z naszych psów jest oficjalnie bezjajeczny. Drugi na chemii, ale zupełnie nie ma żadnych zmian przed chemią i na chemii

Haker to z kolei pies z charakterem czołgu jeśli chodzi o różne zawirowania, więc wiedziałam, że raczej nie będzie problemów przeprowadzkowych, ale i tak w porozumieniu z lekarkami, zdecydowaliśmy się obydwa psy wesprzeć medykamentami. Chłopcy dostali obroże feromonowe, Haker odpowiednio wcześniej Relaxigen, a Ergo dalej brał swoje leki i odstawianie mamy zaplanowane na za jakiś czas. Relaxigen to tryptofan, dostępny wyłącznie w gabinetach weterynaryjnych. Jego producentem jest Ilovet i przyznaję, że w ostatnim czasie zostałam wielką fanką ich preparatów. Poradziliśmy sobie z alergią i problemami skórnymi Hakera, brał je też jako wsparcie po operacji (wycinaliśmy mastocytomę).

A co trzeba zrobić, żeby móc leganie przewieźć zwierzaka z Polski do Szwecji? Przemieszczanie się między krajami UE jest łatwiejsze niż podróżowanie poza Unię nie tylko dla ludzi, ale też dla zwierząt.

Zwierzak musi:

Psy, które nie spełnią tych warunków mogą zostać natychmiast uśpione, więc raczej nie warto tu kombinować. Co ciekawe, znalazłam informację, że rasą zakazaną w Szwecji jest wilczak czechosłowacki i saarloos. https://viajedemascotas.com/en/breeds-of-dogs-banned-in-europe/

Ponieważ jestem typem panikarza, nasze psy miały w paszporcie więcej informacji:

  • wpisane wszystkie szczepienia na choroby zakaźne
  • wpisane odrobaczenie i zrobione na 48 h przed podróżą
  • wpisane zabezpieczenie przed kleszczami
  • zostały zbadane na 24h przed podróżą z odpowiednim wpisem w paszport

Na miejscu będziemy musieli się jeszcze zarejestrować, ale najpierw musimy mieć ogarnięte nasze papiery. A to niestety trwa. I trwa. I trwa. Mam wrażenie, że urzędowe sprawy w Szwecji to głównie czekanie. Niestety. Nasze dzieci czekają na szkołę i może zdążą do niej pójść przed Gwiazdką (tutaj będzie przerwa semestralna), ale nie mamy pewności. Tomek, który w Szwecji mieszkał już we wrześniu niektóre rzeczy już zdążył ogarnąć, ale też czeka na całą masę innych rzeczy.

Nie chcieliśmy dokładać psom stresu i podróży samolotem, więc przemieszczaliśmy się samochodem i promem. Różni przewoźnicy mają różne regulacje odnośnie przewozu zwierząt. Większość wymaga zarezerwowania kabiny, jest ich ograniczona ilość, więc trzeba odpowiednio wcześniej to zrobić. Nasza linia chyba nie miała żadnych wymagań, bo sporo psów podróżowało na pokładzie. Ponieważ podróż zajmuje 6 godzin, to kabina jest zwyczajnie wygodna. Poza naszymi, żaden z psów nie przebywał na promie w kagańcu, ale jak sprawdzałam teoretycznie jest wymóg smycz i kaganiec w częściach wspólnych. Moje chłopaki od dłuższego czasu noszą kagańce JVM (Ergo) i Chopo (Haker). Pozbyliśmy się wcześniejszych Baskervilli, bo jednak mocno opierały się na nosach i nieco obcierały. Minusem jest rozmiar i waga tych kagańców, ale psom zdecydowanie pasują. Kagańce stały się musiem, kiedy chłopcy mieli trudny okres w swojej relacji i dla pewności na spacery wspólne chodzili zakratkowani.

W zasadzie do Szwecji mogliśmy wyjechać nieco wcześniej, ale trochę zajęło znalezienie psiolubnego domu do wynajęcia. Na wiele zapytań nie uzyskaliśmy odpowiedzi, ale w końcu się udało. Do tego jesteśmy farciarzami i wylądowaliśmy w tym samym miasteczku, co nasza rodzina. Dzieciaki są tym zachwycone i odwiedzają się co chwilę, nam przypadło szybkie zapoznanie futer. Malamut i łajek mają psia kuzynkę Lunę - cavalierkę. Relacje chłopaków i Luny wyglądają dobrze, chociaż Ergo w początkowym stresie obburczał ją nieco. Haker po początkowej ekscytacji, trochę olewa. Największym wyzwaniem jest relacja chłopaków w emocjach na Lunę. Ale problem relacji dwóch samców to problem, z którym zmagamy się od pewnego czasu. Na szczęcie z sukcesami.

Powoli opada kurz chaosu. Nadal spora część naszych gratów jest spakowana w kartony, ale większość mebli stoi, powoli uczymy się nowych rytmów dnia, miejsc. Haker już ma suple odstawione, Ergo na razie na lekach, niedługo będziemy wybierać się tutaj do weterynarza, żeby zbadać hormony tarczycowe i wtedy decydować, co dalej z lekami. Miejscówkę mieszkaniową mamy świetną, wokół masa zieleni, park, dość pusto, ale jednak to nie jest wioska, do jakiej psy były przyzwyczajone, wiec regularnie spotykamy i psy i ludzi. Psy są różne - są takie co się wyrywają i szczekają, są grożące, bojące, neutralne, ale jestem zachwycona opiekunami psów. Psy są na smyczach, nie ma podbiegaczy. Ludzie sami z siebie zarządzają przestrzenią. Nie ma sytuacji, że ktoś się na nas pcha, jest dużo mijanek łukiem, sporo osób się zatrzymuje i daje przejść innym. W trakcie jednego z pierwszych spacerów, gdy sprzątałam kupę, a psy trzymałam sobie na jedna ręką, kątem oka zobaczyłam, że z jednej i drugiej strony idą ludzie z psami. O ile w spokojnym i pustym miejscu, psy są spokojne, nieszarpiące, to przy innych psach już może być różnie - a ja kucam, trzymam sobie te smycze za rączki. Sytuacja do paniki. Tymczasem, jedni i drudzy ludzie zatrzymali się w odległości, przeczekali aż się ogarnę i kawałek odejdę i dopiero kontynuowali spacer.
Dla Erga te doświadczenia są szalenie ważne. W końcu chłopak na prawie każdym spacerze przekonuje się, że psy nie chcą go zjeść (no dobra, może i chcą, ale są daleko, więc można wyluzować). W końcu osiągamy jakiś spokój na spacerach w pobliżu psów. W Polsce mieliśmy postępy, które potem nam jakaś sytuacja totalnie niszczyła i tak robie robiliśmy kolka kroków w przód, kilka w tył. Jak tu utrzyma się ta tendencja, to może w końcu odpracujemy największy psi stresik.

Po raz kolejny też zachęcę do używania klatki. Pomogły one niesamowicie psom ogarnąć początkowe dni w nowym miejscu, nam dawała kontrolę i możliwość odseparowania psów od siebie i kręcących się po domu ludzi z ekipy przeprowadzkowej. Psy, odesłane do klatek, są w stanie zasnąć i odpocząć. Ponieważ wynajmujemy dom, to też dają nam luz psychiczny, gdy musimy wyjść, chociaż pewnie za jakiś czas psy będą zostawać luzem.