Spacery z psem to codzienność psiarzy. Szybkie wyjścia sikupa, dłuższe, połączone z wybieganiem albo treningami. Mamy ich kilka dziennie, codziennie, czy jest ładna pogoda, brzydka, czy mamy ochotę, czy nie. Pies wymaga on nas jakiegoś zaangażowania i spacery są sporą częścią wspólnego życia. Prawdopodobnie często nie zastanawiamy się nad nimi jakoś szczególnie.
Pojechałam w niedzielę z psem do lasu. Plan był zrobić sobie w miarę spokojny spacerek około 5 km. Zapomniałam jednak, że w miarę ładna pogoda przyciąga do lasu mnóstwo ludzi. Na dzień dobry musiałam wiec przypilnować luźnej smyczy, nie wyrywania do przodu na widok dzieci i psów. Z luźnego spacerku zrobiła nam się sytuacja treningowa i okazja do przyglądnięcia się jak wygląda nasze codzienne posłuszeństwo. Nie wygląda źle.
Później skręciliśmy w naszą stałą dróżkę głębiej w las i mieliśmy trochę luzu, Haker szalał na lince, przebiegał rowy z wodą, obwąchiwał i świetnie się bawił. Gdy dochodziliśmy do skrzyżowania znów bardziej się spięłam, czy ktoś tak zaraz w nas nie wejdzie. No i zobaczyliśmy doga. Haker szybko został wprowadzony w pilnowanie luźnej smyczy i przyznam, że choć było mu trudno, to jednak dał radę powoli się zbliżyć. Jednak bardzo popiskiwał i ogromną miał ochotę się przywitać, a że właściciel też od razy zapytał, czy mogą się powąchać, to popuściłam smycz. Haker najwyraźniej nadal pamięta, jak na kursie podczas zabawy z dogiem wylądował nosem w kałuży, więc początkowo trzymał dystans biegając dookoła i zachęcając do gonitwy. Czteroletni dog nie miał aż takiej ochoty na szaleństwa, więc w końcu się powąchali i w nieco mniejszym tempie wytaplali w wodzie, pobawili i całkiem grzecznie rozstali. Haker też dość spokojnie się oddalił na luźnej smyczy, oczywiście kilka razy oglądając za kumplem. Nie wiem, czy poszedłby ze mną grzecznie bez smyczy. Podejrzewam, że niekoniecznie.
Reszta spaceru znów była wypełnione masą ludzi – biegaczy, rowerzystów, rodzin z dziećmi i kilkoma psami spacerującymi i biegającymi. Hakerowi nadal bardzo trudno jest przejść obojętnie wobec dzieci. Budzą o wiele więcej chęci szaleństw niż mijane małe psy. Rowery są już elementem krajobrazu. Natomiast pies biegnący to kompletnie szaleństwo. Minął nas whippet, za którym Haker od razu chciał pędzić. Nie żeby się witać, po prostu uruchomiło mu się gonienie i musieliśmy się na chwilę zatrzymać, poćwiczyć, wyczesać, aż pies był na tyle daleko, żeby Haker przestał ciągnąć. O pójściu na luźnej smyczy za biegnącym psem mogę na razie zapomnieć. Mijanie się jest ładne, ignorowanie szczekaczy zapłotowych również, podejście do witania trzeba dopracować, spokojne pójście za psem jest zerowe. Byłam pełna podziwu do whippeta, bo on z kolei nie rozproszył się nawet na chwilę i pięknie biegł na napiętej lince. Nasz canicross nie wygląda tak ładnie.
Prawie sam koniec minęliśmy spacerujących ludzi, którzy się Hakerem zachwycali, a on w fazie luźnej smyczy obdarzył ich wyciem. Ewidentnie już mu nie chciało się być grzecznym i szukał ujścia, a przed nami była jeszcze pani z dziewczynką i jorczkiem. Haker ma za sąsiadów dzieci z jorkiem, które bardzo lubi i też nie do końca słuchał. Jak już się minęliśmy, postanowiłam jeszcze trochę z chłopakiem potrenować i w niewielkiej odległości od nich z jednej strony i rozciągającego się biegacza, z drugiej przetrenowaliśmy zmiany pozycji, zostawanie w leżeniu i siadzie i przychodzenie z dostawieniem się do nogi. Było idealnie. Haker przepięknie wszedł w rytm treningowy. Nagle te wszystkie rozproszenia, które chwilę wcześniej były angażujące, zupełnie zniknęły. Na tyle, że do samochodu poszliśmy kawałek na komendzie „równaj”.
Wyszedł nam więc wyjątkowo aktywny spacer. Po nim Haker padł spać. Ja wróciłam niesamowicie dumna. A miał to być taki zwyczajny spacerek do lasu. A zamienił się w solidna dawkę treningu i przemiłe spotkanie.