Haker jest emocjonalnym nieogarem. Mam wrażenie, że doskonale się do siebie w tym dopasowaliśmy. Ja niestety też często latam na emocjach, co raczej nie ułatwia mi życia. Hakerowi też bardzo często jest ciężko opanować emocje. Najpierw zareaguje, potem pomyśli. Warknie, złapie zębami, poleci przed siebie, poskacze po ludziach, psach, a dopiero potem się zastanowi, co właściwie zrobił.

Trochę to utrudnia życie i nam i jemu. Nam, bo nie czuję, że mogę psu zaufać, puścić, pozwolić poszaleć, bo mam siniaki na rękach i nogach od nagłych wyskoków radości, bo nie mogę pójść na spacer w kilka psów na smyczy. Hakerowi, bo często psy się go boją, odganiają, warczą, bo nie życzą sobie kontaktu z wariatem. A on jest psem niezwykle spragnionym kontaktu z własnym gatunkiem. Gdy są wokół psy, Haker głuchnie kompletnie na mnie. Jak jest bez smyczy, to leci i się na nic nie ogląda, jak jest na smyczy, to wiruje i szarpie, a ja wiruję i się zapieram na jej drugim końcu.

Nasz najnowszy wakacyjny wyjazd pokazał, że jednak pies się ogarnia. No i ja ogarniam jego. Pracujemy dużo nad więzią, staram się jednak zwracać uwagę psa na siebie, wołam częściej, po to, żeby wspólnie pobiegać, nagrodzić, rzucić zabawkę. Nie dopuszczam do całkowitego wyłączenia psiego mózgu, tylko kombinuję, żeby wkroczyć w akcję. Przestałam się też wstydzić publicznie być głośna – koryguję Hakera całkiem donośnym "ojooooj", które on doskonale zna i wie, że robi coś nie tak.

Na spacerze, gdy zaczął ciągnąć za psem przed nami, „zojojałam” i Haker natychmiast wrócił do nogi i mieliśmy luźną smycz. Co jakiś czas musiałam przypomnieć, ale ogólnie dało się iść. Na zjeździe absolwentów musiałam spacer odpuścić.

Staram się też więcej Hakera socjalizować z innymi psami i różnymi sytuacjami. Strasznie żałuję, że nie pilnowałam tego od szczeniaka i wybrałam nasze spokojne wiejskie życie. Haker jednak bardzo szybko nadrabia funkcjonowanie w tłumie ludzi. Przestał wyrywać się do ludzi, żeby go głaskać. Jednak, jak ktoś chce się z nim przywitać, to robi to zazwyczaj chętnie, ale już bez nadmiernej ekscytacji. Nie ma już mowy o skakaniu. Raczej liźnie kogoś po ręce, pozwoli się pogłaskać i idzie do swoich spraw. Obcy ludzie wyraźnie mu zobojętnieli. Cieszy mnie to, bo możemy spokojnie się poruszać wśród ludzi. Wakacyjnie Haker zaliczył rejs statkiem po Solinie. Uzyskał specjalną zgodę kapitana. Rejs spędził śpiąc. Kolejną mocno turystyczną i tłumną atrakcją był przejazd kolejką wąskotorową. Tam też Haker po prostu się położył i przysypiał. Zaniepokoił się tylko w momencie ruszania, ale jak popatrzył, że my wszyscy jesteśmy spokojni, wrócił do spania.

Nadal najgorzej idzie nam z psami. Dla Hakera drugi pies jest chyba dobrem najwyższym (no może obok jedzenia). Wypatruje psów w tłumie, jak jakiegoś zobaczy, to nie spuszcza z niego wzroku, chce się witać, bawić. Początki wyglądały koszmarnie, bo Haker na dzień dobry na drugiego psa niemal wskakiwał, przewracał i urządzał dziką gonitwę. Nic więc dziwnego, że większość spotkań kończyła się warknięciami i ucieczką drugiego psa. Mocno nam pomógł kurs trenerski Canid, gdzie psich spotkań było sporo i Haker zaczął czytać komunikaty innych psów. Wcześniej niby coś tam czytał, ale ignorował na tyle, że grzeczne komunikaty innych psów, typu odwrócenie wzroku, głowy, do niego nie docierały. Kilka razy psy pokazały mu zęby, warknęły i się ładnie nauczył zauważać inne sygnały. Teraz Haker dość fajnie się wita, nie ma już takiego wariactwa. Niestety nadal w kontakcie z psami ja przegrywam na całej linii. Zdarza mu się do mnie wrócić, gdy jesteśmy w towarzystwie Artu, ale z nowym psem jest słabo. Tak naprawdę przed nami jeszcze cała masa spotkań z różnymi psami, żeby nie była to aż takie niezwykłe i ekscytujące. Mam ciche podejrzenie, że bardzo pomógłby tu drugi pies, z którym Haker mógłby na codzień spacerować, mieszkać, biegać, ale też prowadzić psie sprzeczki. Póki co, musimy popracować nad spotkaniami psimi.

Haker musi jeszcze opanować nieco lepiej psi język, albo raczej zacząć respektować, co „mówią” do niego inne psy. Zdarza mu się niby przyjąć odmowę zabawy, po czym po kilku sekundach sprawdzać, czy odmowa jest nadal i tak kica dookoła psa z pytaniem „a teraz się bawisz?”, „a teraz?”, „no baw się!”, „piiii piiii, auuuuuu, auuuuuuuu!!!” Dla większości psów jest to bardzo wkurzające i nie dziwię się im. Wierzę jednak, że w końcu uda nam się z tym popracować.

Dużo niestety (ale może też stety) zależy od nas. Moje emocje niesamowicie na Hakera wpływają, gdy ja się wkurzam, że pies mnie nie słucha, tylko szarpie do innych psów, on ma jeszcze mniejszą ochotę na kontakt ze mną. Ja też próbuję mimo wszystko nie wrzeszczeć „chodź”, tylko raczej zwabić uwagę klaskaniem, cmokaniem, wołaniem imieniem. Chcę, żeby komenda „do mnie”, czy też „chodź”, była wykonana zawsze, więc nie używam jej, gdy wiem, że Haker zapomniał o moim istnieniu. Większą mam szansę jak popajacuję, poskaczę, poklaszczę, czy użyję mojego magicznego „zobacz, co ja mam” i sięgnę do saszetki (tak, wiem, jest to przekupstwo i jest mało wychowawcze). Na razie moja skuteczność jest dla mnie mało satysfakcjonująca, ale na pewno wyższa niż kiedyś. Przede wszystkim mocno staram się zachować spokój. A pisałam na początku, że kontrola emocji też nie jest moją mocną stroną. Zauważyłam jednak, że spacer z Hakerem, zdecydowanie mnie uspokaja.

Często też łapię się na tym, jak wiele dały mi kursy – trenerski i instruktorski, a zwłaszcza możliwość pracy praktycznej z psem, z innymi psami, właścicielami. Bo ja niby teorię miałam w małym paluszku, ale cóż z tego. Niektóre rozwiązania, gdy o nich czytałam, wydawały mi się dziwne, nie mogłam się przemóc też do głośnego chwalenia, ale też korygowania psa. Na zjazdach sama sobie wypracowałam wiele rzeczy, nauczyłam całej masy o psie, lepiej go „czytam” – wiem, co mu tam się wymyśliło – że zaraz wyskoczy do psa, że pobiegnie w pole. Jest to bardzo ważne, bo jak np. widzę psa, to już wcześniej zabiegam o uwagę Hakera, zanim on się wyłączy i skupi na nim. W ten sposób mam większą szansę na minięcie na luźnej smyczy lub spokojne podejście do przywitania.

Wiem, że ogrom pracy jest już za nami, takiej codziennej, żeby mieć fajnego domowego psa. Dużo pracy jeszcze przed nami, zwłaszcza takiej w zakresie obedience do egzaminu, ale tutaj mam fajnie, bo Haker zazwyczaj chce trenować. Lubi, ma z tego frajdę, ja teraz muszę znaleźć sposób, żeby chciał ćwiczyć również, kiedy nagroda jest rzadziej, i dopracować precyzję. Wiem też, że nie da się wszystkiego naraz. Pomalutku więc się bawimy w różne rzeczy. Najważniejsze jest jednak to, że zupełnie nie boję się już iść gdzieś z psem, wyjechać z nim. Wiem, że jest na tyle ogarnięty, że spokojnie możemy się publicznie pokazywać.

Chyba też świadczy o tym, ogromne zainteresowanie ludzi. Powinnam Hakerowi zainstalować jakąś puszkę na monety, bo sporo ludzi chciało sobie z nim robić zdjęcie, pogłaskać, dopytywało, co to za rasa. W te wakacje Haker jest husky ;) Wcześniej najczęściej był białym owczarkiem szwajcarskim, więc przynajmniej awansował na północniaka.

Może więc będą z niego psy, a ze mnie ludzie. Zresztą i tak jestem dumna z mojego współpracującego z człowiekiem malamuta. I zdaję sobie sprawę, że ten pęd do innych psów to watahowa natura północniaków, które sobie razem wypoczywały, mieszkały, pracowały.