Korzystając z paru dni wolnego, zapakowaliśmy Hakera do samochodu i ruszyliśmy w Beskid Śląski. Plan był prosty – rozprostować kości, zmęczyć trochę siebie i psa. Początkowo planowaliśmy też potestować plecak dla psa, ale – wstyd przyznać – zapomniałem zamówić go odpowiednio wcześnie, by dotarł przed wyjazdem.

Podczas pierwszego wyjścia na szlak ja byłem spięty z psem, a Dorota szła luzem. Haker zachowywał się bardzo ładnie – ciągnął na podejściach, powstrzymywał się na zejściach (na komendę, sam z siebie niestety chciał lecieć w dół jak najszybciej), ignorował innych turystów, a nawet intensywnie zapraszającego go do zabawy koleżkę. Także w pociągu (którym wracaliśmy z Ustronia do Wisły) był przykładem idealnie wychowanego psa: pozwalał się głaskać i pieścić dwóm bardzo ciekawym psów dziewczynkom.

No właśnie, komendy. Podczas jesiennego wyjazdu zejścia były mordęgą. Haker ciągnął jak szalony, moje kolana (głównie) i stopy (trochę) ledwo dawały radę utrzymać psa, mnie i ciężki plecak. Jednak całą zimę i wiosnę podczas spacerów pracowałem nad komendą „Powoli” i efekty można było teraz ocenić. Nie jest jeszcze w 100% tak dobrze, jak bym chciał, ale postęp jest ogromny. Można spokojnie zejść z gór, nie bojąc się, że jeden niepewny krok i wyląduję nosem na ścieżce. A bardzo strome zejście z Czantorii udało się gładko pokonać na zasadzie „moje-twoje”. Najpierw Haker robił parę kroków (do napięcia linki), potem na komendę „Stój–Czekaj” zatrzymywał się, a ja dochodziłem do niego. „Dalej” zwalniało psa na kolejnych kilka kroków i od nowa „Stój-Czekaj”. Działało świetnie.

Na Czantorii

Na Czantorii

Drugiego dnia nastąpiła zmiana. Dorota założyła uprząż, a ja dreptałem za nimi. Okazało się, że między chodzeniem bez psa, a chodzeniem z psem jest kolosalna różnica. Pierwszego dnia Dorota narzekała na brak kondycji – a okazało się, że drugiego dnia to ja nie mogłem za nimi nadążyć! Haker, zwany w górach Lokomotywą Północy, ogromnie pomaga przy podejściach. Jego pomoc jest naprawdę bardzo odczuwalna.

Szybciej!

Szybciej! Tam ktoś idzie!

Myśleliśmy, że wędrówka po górach zmęczy Hakera, ale gdzie tam! Jak mógł w hotelu spać, to spał, ale na hasło „Spacer!” natychmiast zrywał się i pędził do drzwi. Dorósł nam psiak, marne 20 kilometrów nie robi na nim wrażenia.

Chillout

Przy okazji przetestowaliśmy gadżet, który przydać się może i ludziom i czworonogom: miękkie butelki na wodę Hydrapak Stow Bottle, zakupione w sklepie 8a.pl. Lekkie, miłe w dotyku, niewielkie, po opróżnieniu zwijają się w ciasny pakunek, który można zmieścić w kieszeni, w torebce, w nerce, a genialna konstrukcja korka w praktyce uniemożliwia rozlanie zawartości.

PS. Haker podróżuje już bez klatki i pięknie się zachowuje!

PPS. Po górach chodzimy chwilowo w sledach ManMata, bo pieseł wyrósł nam z szelek.

PPPS. Pas i smycz Sali są nadal rewelacyjne.