Jestem daleka od antropomorfizowania psów, ale czasem zwyczajnie się nie da. Psy potrafią robić słodkie minki i sterować ludźmi. Koty zresztą też i są w tym absolutnymi mistrzami.

Kot nasz, Fiero, wychował sobie mojego tatę tak, że ten obierał mu skórkę z szynki. Mój tata twierdził, że kot nie jest w stanie jej pogryźć. Kot oczywiście gryzł wszystko doskonale do późnej starości, kiedy faktycznie stracił część zębów. W czasach obierania szynki był jednak całkiem młodym kotem. Gdy mój tata był w pobliżu, a kot miał szynkę, to teatralnie zaczynał się dławić, dopóki nie dostawał samego środeczka bez skórki. Kiedyś spróbował ze mną, ale popatrzyłam na kota i rzuciłam tylko: „nie wygłupiaj się”, na co kot POPATRZYŁ (współlokatorzy kotów wiedzą, co znaczy, że kot patrzy) i szynkę wciągnął.

Który to Fiero? ;)

Haker wydawał mi się mało skomplikowanym chłopakiem, bez jakiś strasznych skłonności do kombinatorstwa, a okazało się, że jednak symulować też umie. Chłopak ma aktualnie chorą łapkę. Pobił się trochę ze swoim najlepszym kumplem. Dotąd raczej uznawał jego starszeństwo, ale tym razem postanowił spróbować swych sił. Skończyło się niegroźnie, ale kumplowi udało się zahaczyć łapkę Hakera zębem. Ponieważ łapcia nieco spuchła, pojechaliśmy do weta, Haker dostał leki. Szykuję mu je codziennie i wkładam do „klopsików” zrobionych z mięska z puszki. Ponieważ zapach puchy ściąga psa z odległości 10 kilometrów, ciężko mu powstrzymać się od wchodzenia do kuchni. Generalnie ma zakaz i jest wypraszany, ale faktycznie, jak szykuję leki, czasem o tym zapominam. Tak więc ja szykuję leki, Haker zakrada się do kuchni, mój mąż go przyłapuje i rzuca najczęściej używaną w domu komendę – „wyjdź z kuchni”. Haker zmierzył go wzrokiem zbitego psa, podniósł łapkę i kulejąc zaczął powoli się wycofywać z miną „potwory, moja łapka, jestem chory!”. Może i nawet nabralibyśmy się, że coś nadal go boli, ale chłopak już zaleczony, a całe jego zachowanie na żadne dolegliwości bólowe nie wskazuje już. Świetnie postanowił wykorzystać sytuację.

Ależ moja łapka!

Pamiętam też jamnika moich teściów. Był to pies reagujący alergicznie na wszelkie wycieranie ręcznikiem sierści czy łap. Ponieważ teściowie wyjeżdżali, zostawili go pod naszą opieką na jakiś czas. Któregoś dnia na spacerze złapała nas ulewa, pies mokry jak nie wiem co, zabłocony i jak tu go nie osuszyć. Ja wtedy bez żadnego doświadczenia postępowania z psami, ale coś próbuję zadziałać. Nawijam wiec do psa, trzymając ręcznik: „O Ty moje biedactwo, jaki jesteś mokry, powycieramy tutaj i tutaj, żebyś się nie przeziębił”. Gadam do psa, gadam, wycieram pomalutku, a pies? A pies kładzie się na pleckach, podaje łapki, generalnie minę ma w stylu „oj tak, ratuj, mokro, umieram...” Do tej pory nie wiem jakim cudem psa tak wkręciłam. Pewnie dlatego, że Cekin generalnie był hipochondrykiem z natury. I zagadanie w takim tonie ojojania, sprawiało, że psiak zaczynał udawać chorego. Po moim wycieraniu musiałam go jeszcze kocykiem nakryć.

Haker też lubi jak się go ojoja. Ale działa to tylko z moją mamą. Ona do niego dziamdziakuje, zagaduje i wtedy można mu wszystko zrobić. Jak mój tata bierze ręcznik, to Haker ostrzegawczo warknie: „nie próbuj mi tu łap wycierać, są moje i wara.”

A wy macie jakieś ciekawe opowieści na temat waszych zwierzaków?