Znów mieliśmy okazję spędzić trochę czasu w mocno psim towarzystwie na kursach Canid. Zaczęliśmy od czterech dni kursu „Pies ratownik”. Trochę liznęliśmy podstaw ratownictwa na naszym kursie instruktorskim i bardzo nam się to podobało. Teraz dowiedzieliśmy się więcej na temat ćwiczeń z psem i pogłębiliśmy nieco wiedzę teoretyczną. Nie wiem, co takiego ma w sobie prowadząca Asia Pulit z Zoosfera, ale mogłabym jej słuchać godzinami. Asiu, cudnie opowiadasz o pracy z psem, ich przygotowaniu, problemach na akcjach, aż chce się być częścią tego wszystkiego!

Haker wiedział już o co chodzi w tym całym chodzeniu w szelkach i z linką, więc miałam momentami kłopot z utrzymaniem go, bo był tak niesamowicie nakręcony na szukanie pozoranta. Z jednej strony bajka, bo pies chce pracować, cieszy się z tego, z drugiej my, przewodnicy musimy pamiętać, że pies nie powinien pracować na wysokich emocjach, bo w ratownictwie może pójść za tym niedbałe szukanie, chaos i ryzyko przegapienia szukanej osoby. Praca w mocnym napięciu nie jest zresztą wskazana dla żadnego psa, bo może to doprowadzić do problemów z sercem. Duża część naszych ćwiczeń była więc związana z wyciszaniem psa. Szliśmy do lasu, siadaliśmy wszyscy, dawaliśmy Hakerowi chrupki, było kilka komend, było nicnierobienie i dopiero potem chowanie pozoranta. Bardzo, bardzo fajne indywidualne podejście. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności naszego pozoranta – Adama. Dopytywał o preferencje każdego psa, czy woli nagrodę jedzeniową, zabawkę, czy socjal, czego nie lubi, czego się boi, co uwielbia i każda nagroda była dopasowana idealnie dla psa. Te psy marzyły, żeby odnaleźć Adama! A on radził sobie świetnie z energicznym Hakerem, nieśmiałymi Bre i Quinni, zalizującym na śmierć Secikiem i całą resztą psiego towarzystwa. Uświadomił nam tym, jak uważnie trzeba dobierać pozoranta, jeśli chcemy ćwiczyć z naszym psem. Osoba zbyt energiczna może wystraszyć nieśmiałego psa i sprawić, że ten nie będzie mieć motywacji do szukania kogokolwiek.

A teraz wejdźcie tam.

Udało się wygospodarować również trochę czasu dla Ergutka. Chłopak miał okazję spróbować swoich sił w takim socjalizacyjnym ćwiczeniu połączonym trochę z szukaniem ludzi. Chłopak widział, gdzie się wszyscy oddalają, a potem podbiegał i wracał ze „znalezionym” do mnie. Miał z tego niesamowitą frajdę. Ja również! Dumna byłam z niego ogromnie, bo niemal od razu złapał zasady zabawy i galopował pomiędzy krzaczkami znajdując pozorantów. Było widać, że świetnie się w tym wszystkim odnalazł i ma kupę dobrej zabawy. Zauważyłam też, że ma on niemal identyczny styl pracy jak Haker. Chwila zastanowienia, przeszukanie wzrokiem okolicy i dziki pęd do osoby i potem powtórka. Wiele psów podchodziło spokojnie, kombinowało, a te moje wariaty w pełnym pędzie. Co ciekawe, jak Haker znajdywał leżącą osobę, to potrafił być delikatny, nie wpadał na nią w pędzie i nie drapał w poszukiwaniu chrupek, tylko nawet dość ładnie się witał.

A któż to się tam chowa?

Mam ogromną ochotę trenować dalej z Ergo pod tym kątem. Widzę, że chłopak ma ogromny potencjał jeśli chodzi o węszenie (w końcu też pies polujący), potrafi zawąchać się na tropie, szybko łapie wszystkie węchowe zabawy. Może uda się co jakiś czas wpadać do Asi i Adasia na treningi, bo naprawdę był to cudny czas dla nas wszystkich. I nawet mamy dyplom.

Po warsztatach znów ja się głównie szkoliłam, robiąc kolejne praktyki. Ekipa już znana, psy super, przewodnicy mocno zaangażowani, więc znów była to czysta przyjemność. Niestety tym razem nad głowami dziewczyn wisiał EGZAMIN, co odbiło się na pracy z psami. Było bardziej stresowo niż na pierwszym zjeździe. Na hasło: „trenujemy chodzenie przy nodze”, pojawiały się jęki rozpaczy. Czapki z głów, Ewelina, że potrafisz tak elastycznie na takie zjazdy nastroju reagować, urozmaicać ćwiczenia. Przed nami jeszcze sporo nauki. Umiem już poprowadzić psa od A do Z żeby osiągnąć wykonanie komendy. Zacząć naprowadzaniem smaczkiem, gestem, dodawać komendę, pomagać, ale trudne jest wprowadzenie zabawy i radości w trening, gdy zaczyna być ciężko, gdy trzeba dopracować precyzję, gdy pies się wyłamuje, gdy siada motywacja człowieka i psa. Trochę jeszcze czeka mnie nad tym pracy.

Emocje, emocje. „Szukać, już, teraz, natychmiast!”

Udało się też wykorzystać ten czas do szlifowania z Hakerem umiejętności na egzamin praktyczny. Cały czas nad nami to wisi, a ja mam świadomość, że cały czas Haker nie jest jeszcze gotowy. Trudno jest mi utrzymać jego motywację do pracy przez bite 20 minut. Robimy postępy, ale zawsze jak uda nam się coś poprawić, to coś innego się sypie. Teraz mieliśmy kłopot ze zmianą pozycji z odległości. Haker nieustępliwie zmniejszał dystans, a to kilka kroków, a to czołganko, byle być bliżej. I zupełnie nie trafiało do niego, że i tak nie mam smaczków, że ćwiczenia robi obok saszetki, z której będzie nagroda. Na placu jednak mu się przypomniało i pięknie zmieniał pozycje. Normalnie jakby jakaś szufladka się nagle otworzyła.

Dużo czasu też spędziłam pracując z Ergutkiem. Dla niego sam wyjazd był już niesamowity. Został wrzucony w dość mały pokój, z różnymi psami dookoła, z dużą ilością ludzi oraz z kozami, owcami, końmi, kotami na terenie ośrodka. Socjalizacja idealna. Żałuję, że nie zapewniłam takich atrakcji Hakerowi, ale niestety wtedy byłam nastawiona na ochronę, kwarantannę. Gucio jest niesamowicie ogarniętym psiakiem. Do wszystkich nowości podchodził z zainteresowaniem, chwile niepewności były bardzo rzadkie. W zasadzie niemal od razu poczuł się jak u siebie. Pozwoliłam psiakom na swobodne bieganie nawet. Najpierw były tylko nieśmiałe biegi Hakera z Ergo, ale potem byliśmy na spacerze na 10 psów oraz kilka bieganek w mniejszym składzie. Gucio od razu zakumplował się z młodą, 5,5-miesięczną retriverką, z którą sobie radośnie szczeniaczkowali. Dla Hakera ta sytuacja była znacznie trudniejsza. Spacer był w kagańcu, bo Haker w początkowych emocjach obwarczał młodego i mnie. Wylądował na chwilę na smyczy, na której jednak dość szybko się ogarnął i ciąg dalszy spaceru był już spokojniejszy.

Była też trochę śmieszna sytuacja, gdy owczarka warknęła na Ergutka. Haker od razu znalazł się między nimi, gotowy bronić młodszego brata, którego sam chwilę wcześniej dyscyplinował. Zupełnie jak u ludzi – mój brat, ja mu mogę walnąć, ale jak ktoś inny spróbuje, to będę bronić. Podobną postawę prezentował dorosły retriverek, tata szczeniaczki, któremu wybitnie nie pasowało, że Haker chce się z dzieciakami bawić. Udało się jednak cały spacer odbyć, wszyscy ludzie nawzajem kontrolowaliśmy nasze psy, reagowaliśmy w odpowiednich momentach. Fajnie być w towarzystwie ogarniętych psiarzy. Spacer ten uświadomił mi, jak dużo osiągnęliśmy z Hakerem od lutego w kwestii socjalizacji z psami, ogarnięcia i kontaktu ze mną a takich chaotycznych sytuacjach. Haker był odwoływalny, przychodził, co jakiś czas zapinałam go, potem znów puszczałam. Młody większość czasu nie przejmował się innymi psami, bo był zajęty zabawą, jednak też fajnie wracał na wołanie. Po spacerze Haker padł spać, młody był jeszcze nakręcony i go zaczepiał. Postanowiłam więc nie zostawiać ich samych w pokoju, bo podejrzewałam, że Haker w końcu by się zirytował, tylko zabrałam jeszcze młodego na wieczór integracyjny. Gucio trochę się pokręcił przy stole, trochę poprzymilał do ludzi i w końcu padł spać obok mojej ławki. Można go zabierać do restauracji, bo potrafi się zachować.

„Znalazłem Cię, Asiu, i już jesteś bezpieczna! A teraz zajadamy i pędzimy szukać kolejnych osób.”

Nie byłabym też sobą, jakbym nie zabrała chłopaków kilka razy na plac. Z Hakerem ćwiczyliśmy pod egzamin, ale też trochę luźnych zabaw. Młody zaczął ogarniać podstawy – patrz, siad, waruj, stój, dostawianie do nogi, luźna smycz, reakcja na zawołanie. Zaczęliśmy oczywiście od wprowadzenia klikera. Gucio też już lubi smaczki, cieszy się z tego, że robimy coś wspólnie. Najprawdopodobniej jest też psem pracującym bardziej za jedzenie niż zabawę. Miał okazję poznać wiele zabawek, w tym naturalne skóry, futra, sznury, ale też szeleszczące i piszczące piłki. Żadna zabawka nie była straszna, prawie każdej spróbował, z niektórymi nawet chętnie pobiegał. Oczywiście największym hitem, jak i u Hakera, było owcze futro.

Poćwiczyliśmy też trochę detekcję zapachową. Mieliśmy trzy pachołki z dziurką, chodziłam dookoła każdego i udawałam, że wrzucam smaki, a faktycznie wrzucałam tylko do jednego. Wszystko na oczach psa, który potem wąchał sobie pachołki i wybierał ten, gdzie było ukryte jedzenie. Haker oznaczał słupek na hasło siad, młodego nauczyłam kładzenia łapki na pachołku. Wybrałam ten sposób, bo Gucio dość aktywnie łapkami wymachuje – siada i od razu łapa w górę. Wybór był strzałem w dziesiątkę, bo po dwóch próbach, młody już sam z siebie oznaczał łapką pachołek z nagrodą.

Było niesamowicie aktywnie dla wszystkich. Pod koniec wyjazdu wszystkim nam już zaczęło chyba brakować przestrzeni, bo psiaki coraz częściej na siebie fukały, ale dzielnie wytrzymały do końca. Co jakiś czas zostawiałam jednego w pokoju, brałam drugiego lub czasowo jeden szedł spać do kennela. Jednak zdecydowanie większość czasu mieliśmy pełną zgodę. Kennel był otwarty, do dyspozycji były legowiska, posadzka i psy się świetnie dogadywały.

Zapomniałam jeszcze napisać, że udało się nawet chwilę pobiegać - Haker na pasie, młody na luzie orbitował swoim tempem wokół nas. Zrobiliśmy malutki kawałek takiego biegu, bo Ergutek jest jeszcze naprawdę mały, a pogoda była zdecydowanie letnia, nie jesienna. Jednak widzę, że też mamy to i możemy sobie kombinować.

Młody miał też na zjeździe przymusowego groomera, bo w dzikim pędzie po krzakach wypanierował sie od głowy po ogon w rzepach. Wyglądał koszmarnie, na szczęście koleżanka wspomogła specjalnym sprejem, grzebieniem i swoimi umiejętnościami i Ergo został doprowadzony do porządku. Zdecydowanie nie była to jego ulubiona część pobytu, protestował piskami, ale powolutku udało się sytuację opanować i znów przypominał psa. Niestety do jego szczenięcego futerka przyczepiało się wszystko, Haker miał tylko ogon w rzepach. Przez większość pobytu obaj wyglądali nieco jak wiejskie burki, bo najpierw były gonitwy w wysokich i mokrych trawach, a potem po zaoranym polu. Kilka razy wahałam się czy nie wpakować ich pod prysznic, ale obaj po prostu wysychali i brud z nich spadał. Ja miałam za to sporo zamiatania pokoju.

Teraz łapiemy oddech i chwila przerwy od kursów. Najpewniej jednak zaczniemy bawić się w domu w nosework z obydwoma psami i może uda się wybrać na kilka zajęć ratowniczych do Asi. Pogoda staje się idealna na dłuższe biegi z Hakerem, może też w końcu coś zaprzęgowego będzie z hodowcą. Gutek będzie ciągnął podstawy – luźna smycz, zatrzymanie, przywołanie. Z obydwoma kusi niesamowicie fitness. Wygląda na to, że z Hakerem dalej mamy kierunek bieganie plus podstawy OBI i trochę węchu, z młodym chyba będzie przede wszystkim węchowo. Czy będzie to ratownictwo? Kusi, ale nie wiem, czy uda się tutaj powalczyć z instynktem łowieckim. Głupio by było, jakby na akcji pies się wyłączył i poleciał tropić dziki. Amatorsko na pewno będziemy dalej się tym bawić.

„Drogi mój pozorancie, czy masz coś dla mnie?”

Po powrocie oba psiaki odsypiały. Pogoda w domu też nas nie rozpieszcza, bo wieje i pada. Jest to na tyle nieprzyjemne, że nawet zimowe psy wolą pobyć w ciepełku i poleniuchować. A ja przez intensywnie padający deszcz, zaczęłam nawet myśleć o pelerynkach dla moich psów. Hakera niby trudno przemoczyć, bo tłusta sierść nieźle chroni, ale przy wietrze i deszczu padającym ze wszystkich stron, nawet on moknie, a potem schnie, schnie, schnie i schnie.

Wszystkie zdjęcia z tego wpisu są autorstwa Eweliny Włodarczyk, najlepszej trenerki i fotografki. Dzięki Ewelinko!