Pierwszego października Haker obchodził swoje drugie urodziny. A mnie od pewnego czasu chodziło po głowie podsumowanie tego naszego wspólnego czasu. To chyba dobra okazja na opowiedzenie o życiu z malamutem Hakerem. Bo jakoś w pierwszym wpisie na tym blogu sobie pożartowaliśmy, jak to dzieci chcą psa, jak to rodzice się zgadzają, a jednak też trochę prawdy jest w tym, że to rodzice też myśleli o psie i w głowie mieli psie zaprzęgi i Białego Kła i coś dumali o malamutach, husky, samojedach.

Taki byłem miś

Pamiętam nasze pierwsze nieśmiałe rozważania na temat psa rasy pierwotnej. Wydawały nam się tak niesamowicie trudne, wymagające, takie zupełnie nie do ogarnięcia. Były jednocześnie psami marzeń od czasów dzieciństwa. Psami na które nie było miejsca w mieszkaniu, potem przy dzieciach. Bo w końcu marzy nam się pies, który ciągnie sanie po śniegu. Potem nastąpiła przeprowadzka na wieś i jakimś czasie mieszkania w domku, uznaliśmy, że możemy się zmierzyć z malamutem. Mamy dom, ogród, mamy blisko łąki, las, miejsce idealne. Dzieci już nieco podrośnięte, samodzielne. Jeśli może być idealny czas, to był on wtedy. Chociaż pies miał być na wiosnę, żeby łatwiej ogarnąć temat toalety, to jednak cóż. Nie wyszło.

Pamiętam, jak przeglądałam ogłoszenia adopcyjne. Jak mantra powtarzano tam: „pies dla znających rasę”, „wymaga łagodności i konsekwencji”, „nie dla domu z małymi dziećmi”, „lubi sobie burknąć”, „potrafi pokazać zęby”. I z drugiej strony czytałam opisy rasy, gdzie było: „nieprzeciętnie łagodny i przyjacielski w stosunku do człowieka”, „w stosunku do dzieci są wyjątkowo przyjacielskie, uległe i niezwykle cierpliwe”, „nie okazują agresji wobec ludzi”, „lubią dominować wśród psów”, „pierwszy pies w dogoterapii w Polsce był malamutem”. Opisy są trochę jakby sprzeczne.

Podziwiajcie!

Jak na tym tle wypada nasz malamut? Na charakter Hakera należy patrzeć przez pryzmat jego fiksacji na punkcie jedzenia. Nie wiemy czym to jest dokładnie spowodowane. Czy rodzeństwo go poganiało od jedzenia? Czy chodzi o fakt, że jak do nas, trafił strasznie chorował na brzuch i podejrzewam, że niewiele przyswajał i chodził głodny? Czy tak bardzo my zrobiliśmy błąd na początku konsekwentnie odbierając mu upolowane na spacerze resztki? Tak naprawdę je odbierałam, bo byłam zafiksowana na jego problemy żołądkowe i gotowane wyrzucone kości, spleśniały chleb były według mnie trucizną. Może wyrobiłam wiec w psie klasyczny syndrom oświęcimski? W każdym razie zmagamy się z tym, próbujemy odkręcić, konsultujemy, ćwiczymy. Efekty są znaczne, ale mamy świadomość posiadania psa broniącego zasobów i każdego o tym ostrzegamy.

Dzięki naszej pracy w znacznej mierze problem udało się wyeliminować. Można podejść do psiej miski, można dotknąć jedzonej kości. Zawsze w takich sytuacjach dokładam Hakerowi coś smacznego, żeby przyzwyczaił się, że jak ktoś podchodzi, to zawsze wynika z tego coś dobrego. Niestety kwestia „jedzenia upolowanego” na spacerze, to nadal temat problem i nie wiem, czy kiedykolwiek mamy szansę to odczarować. Haker jest na tyle zafiksowany, że pobije się z najlepszym kumplem Artu, czy odgoni naszego szczeniora Ergo.

Jedzenie nie jest problemem jak jest wydawane i dzielone. Siedzi Haker i inny pies, zazwyczaj jest to drugi malamut Artu, a teraz nasza łajka Ergo, a ja karmie na zmianę i jest ok. Ale kiedy chrupka leży na ziemi – Haker ma ochotę zamordować każdego, kto chciałby mu ją odebrać.

Na szczęście fiksacja zasobowa dotyczy wyłącznie jedzenia, Haker bez problemu dzieli się miską z wodą, posłaniem, zabawkami. Zarówno z innymi psami, jak i z nami. Wspólne przeciąganie, zabawa „puść” i „łap”, aportowanie, to stały element naszego dnia.

Szczenięta

Jeśli natomiast nie ma jedzenia, to Haker jest psim aniołem. Kocha każdego, pójdzie się przywitać, wywali brzuszek do góry. Początkowo wcale nie był do dzieci delikatny, zaczepiał łapą, próbował skakać, ale faktycznie z wiekiem nauczył się właściwego postępowania i bez obaw mogę go zostawić w towarzystwie dzieci. Kompletnie nie nadaje się na stróża, chociaż mógłby utrudnić wynoszenie dobytku przez kręcenie się wokół nóg, domaganie pieszczot i wykładanie brzuchem przed kimś. Jednocześnie Haker jest mocno wyczulony na nietypowe zachowania ludzi, jak ktoś nagle przedziera się przez krzaki w lesie albo zatrzyma na chodniku w niewielkiej odległości od nas, to mam właściwie psa obronnego. Wgapia się i lekko sztywnieje i analizuje sytuację, zdarzy mu się mruknąć. Myślę, że w sytuacji gdy byłabym faktycznie zagrożona, to byłby jednak w stanie bronić.

Przygotowując się na malamuta, spotkałam się z opisem, że są to psy głupie, bo nie wykonują wydawanych poleceń. To najbardziej niesprawiedliwy osąd, jaki można sobie wyobrazić. Po prostu malamuty nie do końca mają ochotę słuchać. I nie ma to nic wspólnego z inteligencją. One zazwyczaj doskonale wiedzą, czego chcemy, tylko nie mają ochoty tego zrobić. Można z nimi zrobić bardzo dużo, w końcu dzięki pracy z Hakerem udało mi się ukończyć kursy psiego trenera. Haker bardzo lubi pracować, robić coś razem z człowiekiem, ale szybko się nudzi. To nie głupota, tylko raczej problem z utrzymaniem motywacji. „Podałem już raz łapę, usiadłem tak jak chciałaś, nie będziemy tego znów powtarzać”. Tutaj z pomocą przychodziła mi hakerowa fiksacja jedzeniowa. Chrupki nie odmówi nigdy. Może być po posiłku, a i tak zrobię z nim trening na jedzeniu. Jednak to akurat cecha Hakera, a nie malamutów w ogóle. Za to podejście do komend mają w większości wspólne: „przekonaj mnie żebym to zrobił”. No więc przekonuję. Aktualną metodą jest: za olanie mnie odstawiam na bok. Haker nie chce pracować, ok, idzie się nudzić w domu. Po paru takich „odstawieniach” mam zmotywowanego psa.

Z malamutem nie da się pracować samymi komendami, to pies, który potrzebuje więzi, musi się czuć dobrze z danym człowiekiem i chcieć z nim pracować. Inaczej zaprze się jak osioł, a im bardziej my się będziemy wściekać, tym bardziej malamut będzie miał nas w nosie. Generalnie jest to złota zasada pracy z psem – my musimy być spokojni, bo im bardziej się nakręcamy i złościmy, to tym mniej psy chcą z nami pracować. Z obcą osobą malamut nie będzie miał ochoty pracować, chyba że będą naprawdę dobre smaczki. Zapomnijmy też o jakiejkolwiek formie przymusu. Patrząc na Hakera, jestem przekonana, że każde pacnięcie w łeb, przyciśnięcie, szarpnięcie, kolczatka, czy inne formy nacisku, to prosta droga do posiadania agresywnego psa. Bo malamut wie, że jest silny. I nie ma problemu z udowadnianiem tego. Nie znaczy to jednak, że mamy chodzić na palcach i nie drażnić lwa, yyy..., malamuta. Ważne jest wypracowanie posłuszeństwa. Bardzo ważne są jasne zasady i konsekwencja ich stosowania. Zamiast np. spychać psa z kanapy lub przesuwać nogą, mówimy mu czego chcemy – dajemy komendę „zejdź” lub w ogóle nie wpuszczamy na kanapę. Haker zdecydowanie wymaga jasnych zasad, co można, co nie, jednak nie przeszkadza mu to co jakiś czas sprawdzać czy one nadal obowiązują. Położy się w miejscu niedozwolonym i czeka, jak usłyszy „przejdź”, to czasem od razu wykona polecenie, a czasem zdąży zwokalizować swoim „auuuu” niezadowolenie. Jednak większość zasad jest mu znana i automatycznie je stosuje.

[Tomek: Tę kwestię dobrze ilustruje przykład wycierania łapek po spacerze. Upieram się, że wracając ze spaceru trzeba wycierać psom łapy. Zawsze to odrobinę czyściej w domu. Haker miał wycierane łapki od pierwszego spaceru pierwszego dnia. Każdy, ale to każdy spacer ze mną kończy się ręcznikiem. Chociażby symbolicznie, ale łapy wycieramy zawsze. Haker o tym wie. Haker to rozumie. Co nie znaczy, że Haker się z tym zgadza, ani że to akceptuje. Po dwóch latach razem są dni, kiedy udaje, że wycieranie łapek nie jest dla niego. Że wyrósł z wycierania łap. Że przecież nie ma błota. Mimo, że wycieramy łapy kilka razy dziennie przez dwa ostatnie lata, Haker co pewien czas testuje mnie, czy nadal się przy tym upieram. Może tym razem mówię „Daj łapę” do ściany? Albo do swoich butów? Może do kurtki? Przecież nie do niego... Po dwóch latach nadal czasem trzeba sięgnąć po smaczki, przypomnieć, że wycieranie łapek nie jest do dyskusji.]

Szczenięta

Malamuty mają dość silny instynkt myśliwski, pogonią za sarną, upolują kurę, pobiegną po śladzie. Trzeba je socjalizować ze zwierzętami od małego. Haker spokojnie funkcjonuje z kotami, które znał już w hodowli. Wydaje mi się też, że jak na swoją rasę, Haker ma akurat dość mały instynkt, raczej nie węszył dotąd za zwierzyną, a zaczynał gonić, jak sarna wypadła mu niemal spod nóg. Ładnie też dawał się odwołać. Teraz się to trochę zmienia, zaczyna niuchać za zwierzakami na polach. Jeszcze nie wiem w jakim kierunku to pójdzie, ale możliwe, że nie będzie swobodnego biegania. Z tym też trzeba się liczyć mając psa rasy pierwotnej. Możemy mieć sytuację, że nigdy, przenigdy nie będziemy mogli swobodnie puszczać naszego psa. W pewnych aspektach Haker ogólnie „malamucieje”, staje się mocno pierwotnym psem, będącym bardziej obok człowieka niż z człowiekiem.

Zauważyłam te zmiany początkowo przy naszych treningach. Wcześniej komendy wykonywał szybciej, teraz wygląda jakby rzeczywiście myślał, czy opłaca mu się zrobić coś i w ogóle po co. Na szczęście mam na niego swoje trenerskie sposoby i przestałam się frustrować na takie zachowania, wiec trening zazwyczaj kończymy z satysfakcją ludzko-psią. Jednak mam wrażenie, że Haker trochę się rozleniwił. Lubie teraz z nim trenować, jak mamy publiczność, bo Haker lubi się popisywać. Wtedy mamy bezbłędne przywołania, błyskawiczne siady i waruje.

Wszytsko umiem, wszystko zrobię, daj smaczka!

Rozpisałam się o psychice, a jak jest właściwie z malamucią fizycznością? To silny pies, więc na pewno nie wyślemy go na spacer z dzieckiem (inna sprawa, że ja bym samego dziecka na spacer z yorkiem też nie posłała), ale też my musimy uważać, czy nasz pies nie wypatrzył akurat czegoś do gonienia. Gdy Haker rzucił się (w obronie) na dziki, ja skończyłam z poharataną twarzą i złamanym nosem. Dziki jednak udało się odgonić, wierzę, że warczeniem Hakera, a nie rumorem jakiego narobiłam przewracając się, bo nie chciałam wypuścić linki z rąk. Większość malamutów jest doskonale świadoma swojej siły, potrafią się pięknie hamować w zabawie z dziećmi, czy małymi psami, ale jak zajdzie potrzeba, to ją wykorzystają. W przypadku Hakera widzę to na każdym kroku – zabawa z mniejszym psem, potrafi się dostosować, nielubiana komenda, może warto powarczeć i zobaczyć, co będzie. Koniecznie musimy zaopatrzyć się w porządną smycz z równie porządnym karabińczykiem, warto rozważyć smycz z amortyzatorem, która pochłonie nieco siłę szarpnięcia. Dobrym pomysłem jest pas biodrowy, a jeśli mamy malamuta, którego nie puszczamy luzem, to potrzebna jest też linka. Jeśli biegamy z psem, to dojdzie nam jeszcze zakup szelek. Tak więc trochę tego się zbiera. A jeśli jesteśmy gadżeciażami i musimy mieć kilka pasów, szelek, linek, to już w ogóle się zbiera.

Kiedy brałam białego malamuta, trochę się martwiłam jak będzie z ogarnianiem sierści, czy nie będzie on ciągle brudny? Na szczęście sierść malamuta jest w większości bezobsługowa. Jest ona mocno tłusta, w związku z czym nie łapie brudu. Zabłocony pies kładzie się na podłodze, a jak wstaje zostawia pod sobą piaskowy ślad psa. Futro czyści się samo. Naprawdę! Haker na szczęście nie ma też żadnego zapędu do tarzania się, więc przez dwa lata swojego życia nie był kąpany. Jednak gdy przychodzi wiosna, kłęby podszerstka wychodzą garściami. Wtedy częste czesanie jest jak najbardziej wskazane. Haker nie przepada za tą czynnością, ale jakoś się jej poddaje. Żeby nie zapomniał o co chodzi ze szczotką, co jakiś czas go czeszę, mimo, że nie ma takiej potrzeby. W okresie zrzucania futra odkurzam też znacznie częściej niż w innych porach roku. Był taki tydzień, że odkurzacz włączany był dwa razy dziennie. Polecam bardzo odkurzacz samobieżny. My mamy roombę i naprawdę daje radę. Do tego koniecznie czesanie.

Kumple! Kumple!

Malamut a ruch. Na ten temat też napisano dużo i niekoniecznie prawdziwie. Owszem malamuty są psami stworzonymi do pokonywania ogromnych odległości z dużym obciążeniem. Nie są demonami prędkości, wiec raczej nie zobaczymy ich na podium zawodów np. bikejoringu. Haker spacery uwielbia, ale niekoniecznie porzuci wszystko dla wyjścia. Jak już ułoży się spać, to czasem trudno go wyciągnąć na wieczorne siku. Jak jest gorąco, to spacer 4 km sprawia, że pies potem dyszy i śpi przez resztę dnia. Spacer na lince w którymś momencie staje się nudny. Haker lubi różnorodność, a najlepszy spacer, to spacer w towarzystwie psów. To niestety kolejna jego fiksacja, w zabawie z psami traci kompletnie ze mną kontakt, prędzej pobiegnie bawić się z psem niż pogoni sarnę i prędzej oba niż karnie do mnie przybiegnie. Tutaj mam świadomość zaniedbania okresu szczenięcego, bo trzymałam kwarantannę. Teraz jestem raczej za socjalizacją, spotkaniami z psami, wyjściami na miasto i spotkaniem z różnymi bodźcami. Jasne, wszystko można nadrobić, ale łatwiej jest pracować ze szczeniakiem i uczyć nowych rzeczy niż ze starszym i odkręcać przyzwyczajenia. Dla Hakera spacer latem nie jest szczególnie fajny, wiec wcale nie musimy codziennie biegać 12 km. Najlepiej jest spacerować, gdy jest chłodno i najlepiej w towarzystwie psów, gdzie można trochę się pobawić, trochę pogonić, węszyć i spacerować. Wtedy też 4 km wystarczą, żeby psiaka zmęczyć.

Malamut to jednak też pies, z którym spokojnie możemy biegać, jeździć na rowerze, nartach, hulajnodze, zaprzęgu. Każdy malamut się w takiej czynności odnajdzie i na pewno będzie miał z niej frajdę. Fajnie jest połączyć różne rodzaje aktywności i naprawdę nie musimy biegać maratonów. Haker wspólne bieganie uwielbia, łapie wtedy taki rytm pracy, że nic go nie jest w stanie rozproszyć, jednak ja nie mam jakiejś super kondycji i nie biegamy bardzo daleko. Koniecznie trzeba pamiętać, że malamut rośnie długo i tak naprawdę o jakimś sporcie możemy myśleć z dwulatkiem, wcześniej narażamy malamuta na problemy ze stawami i kośćmi. Inne, mniejsze psy dojrzewają do sportu nieco wcześniej. Ta kwestia ruchu jest więc nieco przesadzona, ważniejsze są bodźce a nie kilometry. Tym samym nie da się zmęczyć malamuta wyrzucając go do ogrodu, żeby sobie pobiegał. To inteligentny pies i owszem, chwilę pobiega, ale potem będzie szukał sobie zajęcia. Warto więc rozważyć dodatkowo jakieś zajęcia z posłuszeństwa, noseworku, tropienia, czy psią siłownią – cokolwiek, co możemy robić razem i fajnie się bawić.

[Tomek: Znowu się wtrącę, bo to ja częściej biegam z psem. Dopiero teraz Haker zaczął dobrze pracować w czasie biegu. Dawniej pierwsze 1-2 km to było takie „rozbiegiwanie się”, pół bieg, pół zabawa w gonienie, skakanie, a także bobrowanie po bokach ścieżki. A teraz, kiedy padnie komenda oznaczająca, że kończymy rozgrzewko-niuchanie („Haker, BIEGIEM!”), Haker rusza do przodu, napina linkę i pięknie gna przed siebie. Z całej jego postawy bije zadowolenie. On bardzo lubi wspólnie biegać.

Widać też, że fizycznie bardzo się rozwinął. Osiem kilometrów nie robi na nim wrażenia. Kiedyś spał pół dnia po biegu, teraz po 10-12 km potrafi jeszcze zrobić kilka rundek sprintem wokół domu, napić się wody i zabrać się za zapasy ze szczeniakiem, jakby nigdy nic.]

Czy Haker wpisuje się w opis rasy? Wydaje mi się, że całkiem zgrabnie. Jak pomyślę jeszcze o początkach malamutów, że te psy jednak były sobie bardziej obok człowieka niż z człowiekiem, że sypiały stadem, tam ustalały hierarchię, pracowały w zaprzęgu, to niezależność Hakera jest w pełni zrozumiała. Z drugiej strony to pies hodowany współcześnie, wiec muszę przyznać, że trafił mi się zwyczajnie dość trudny egzemplarz, z mocnymi genami psa pierwotnego – pilnującego swojej zdobyczy, sprawdzającego swoją pozycję, ze średnią ochotą na podporządkowanie, ale z chęcią na współpracę. To pies o charakterze kota, potrafi się pięknie miziać, tulić, okazując całym sobą radość z bycia z człowiekiem, ale tylko wtedy, gdy ma ochotę. Malamut to pies z super inteligencją, mogący zrobić dużo w obedience, gdyby mu zależało. Bo ja widzę, że Haker doskonale sobie radzi z komendami na placu, tylko nie widzi sensu w byciu dokładnym, moje poprawianie traktuje jak jakieś widzimisię, bo przecież on polecenie wykonał. Cieszę się jednak, że bardzo lubi pracować, bo chociaż praca trwa dłużej i treningi mamy krótkie z mniejszą ilością powtórzeń, to jednak cały czas brniemy do przodu. Pamiętam jak dla Hakera ćwiczeniem bez sensu było chodzenie przy nodze, jak czuł mnie barkiem, to na mnie nie patrzył, jak patrzył, to się odsuwał, a co jakiś czas rozglądał na boki. Normalnie widziałam jak myśli: „coś Ty wymyśliła, przecież idziemy obok, wiec pozwól, że sprawdzę, czy coś się dookoła nie dzieje, bez sensu przecież takie gapienie”. Kompletnie nie mógł zrozumieć sensu ćwiczenia i uparcie robił po swojemu. Jednak trenowaliśmy to na tyle długo, że w końcu uznał, że dobrze, nadal nie widzi sensu, ale może być po mojemu. Czasem ma się ochotę tego psa zdzielić przez łeb za to „robię po mojemu”.

Nie chcę żadnego legowiska. Jest mi za gorąco. No i trochę się nudziłem.

Jednocześnie uwielbiam Hakera za te wszystkie cechy. Chciałabym żeby nie miał jedzeniowej fiksacji, bo byłoby znacznie prościej. Odkąd jest Ergo, Haker ma znów gorszy okres z pilnowaniem jedzenia. Chłopaków oczywiście karmimy osobno i podejrzewam, że nigdy nie nakręcę filmiku, jak wspólnie szukają smaczków w macie węchowej. Za to Haker niesamowicie cierpliwie pozwala się targać za uszy, kryzę, fafle oraz bez protestu oddaje młodemu zabawki. Podejrzewam, że w którymś momencie popróbują swoich sił, ale na razie pracujemy nad ich wspólnym funkcjonowaniem. Myślę też, że gdybym zamiast Hakera, miała psa idealnie posłusznego, nie zostałabym dobrym trenerem. Bo na Hakera musiałam szukać sposobów, przekonać, namówić. Musiałam się nauczyć kontrolować swoje emocje, żebyśmy w ogóle mogli współpracować. Przez niego przeczytałam niemal wszystkie dostępne książki na temat pracy z psami, psich emocji, psów agresywnych i wiem, że nie nazwałabym Hakera psem agresywnym. To pies broniący swoich racji, okazujący niezadowolenie, niechętnie się podporządkowujący. Jednocześnie jednak doskonały towarzysz, partner, niesamowicie stabilny psychicznie – tego psa nie wyprowadzi z równowagi przejeżdżająca obok ciężarówka, wystrzały, huki, nagły hałas, wrzask. Nie ugryzie nikogo z zaskoczenia, lęku, bronienia miejsca. Na pewno pies, który nie zaakceptowałby bicia, szarpania. Dla niego naprawdę bardziej przemawia moje ciche „nie”, „oj”, „mmmm”, niż wrzask. Kiedy się jednak na czymś zafiksuje, to mogę sobie ryczeć, klaskać, gwizdać, a on pozostaje skupiony na czymś innym. Wtedy zazwyczaj lekko ściągam go na smyczy, żeby chociaż na moment złapać kontakt wzrokowy. Zazwyczaj wtedy już zadziała zaklaskanie, zawołanie. Ale mogę też spodziewać się niezadowolonego mruknięcia, że przeszkadzam w ważnej obserwacji. Haker na pewno nie będzie psem do dogoterapii, a trochę o tym myślałam, gdy go brałam. W zasadzie nie tyle o dogoterapii, co edukacji dzieci o psach. Niby Haker do dzieci też jest naprawdę super i pozwala im na naprawdę dużo, to jednak inne cechy sprawiają, że nie ufam mu w tej roli.

Przeczytałam sobie wszystko i tak pomyślałam, że przedstawiłam Hakera chyba od najczarniejszej strony. Z jednej strony może dobrze, bo faktycznie uważam, że sprawienie sobie psa rasy pierwotnej z marszu, ze względu na wygląd, może się skończyć nieciekawie. Nie chcę jednak też demonizować, znam malamuty podobne w charakterze do Hakera i znam też takie, co pracują w dogoterapii i są kompletnymi misiakami do przytulania. Wiadomo, że rasa sobie, a cechy osobnicze, geny i wychowanie sobie. Chyba jednak rasy pierwotne mają coś w sobie, skoro kolejny psiak też jest pierwotniakiem. Ja wiem, że odgrażałam się, że będę mieć owczarka do treningów, który w dodatku będzie pilnował mnie na spacerze i wracał na każde skinienie. Chyba lubię problemy i wyzwania. Bo wszystko to, co zrobiłam z Hakerem daje mi niesamowitą frajdę. Każdy sukces, każde pożądane zachowanie, każda wykonana komenda, sztuczka, to niesamowity kop do działania. A momenty kiedy Haker podchodzi do mnie i wtula we mnie głowę są niemal magiczne. Psy niechętnie chowają głowę, pozwalają ją złapać, nie lubią całowania. Tymczasem Haker ma takie momenty, że przychodzi i zupełnie nie po psiemu szuka kontaktu z człowiekiem. Czasem fajnie by było jakby Haker był bardziej przytulakiem, ale to w końcu pies do pracy, a nie maskotka.

Fajnie Hakera obrazuje stanowisko mojej mamy, która mówi o nim „mój trzeci wnuczek”, która dzięki niemu śledzi wszelkie psie programy, ale która jednocześnie mówi, że nie weźmie go na wakacje, może z nim zostać na chwilę, wyjść, ale wie, że na dłuższą metę Haker chciałby sprawdzać, na ile może sobie z nią pozwolić. Co ciekawe moja mama, mimo że ze względu na odległość widzi Hakera rzadko, to może z nim zrobić niemal wszystko. Haker daje się jej zagadać, ona do niego przemawia, a on autentycznie się rozpływa. Niestety nie ma to żadnego przełożenia na posłuszeństwo. Moja mama jest też chyba osobą, której Haker najmniej słucha, w myśl malamuciej zasady: „ale czego ty ode mnie chcesz, przecież ja cię kocham!”

Piąteczka!

Podsumowanie? Życie z malamutem jest naprawdę ciekawym doświadczeniem. Na pewno nie ma mowy o nudzie, chociaż zdarzają się dni, kiedy jest całkiem nudno, bo wstajemy, idziemy na spacer, potem pochłania nas praca, a pies zwyczajnie śpi.