Czy w świecie psów mamy do czynienia z rasizmem? Same psy niekoniecznie mają problem z wzrostem. Wiele zależy od pozytywnej socjalizacji i fajnych doświadczeń z innymi psami. Dzięki temu możemy podziwiać urocze obrazki zabawy yorka z dogiem. Haker pomału się ogarnia z psami i przepięknie witał się z ważącym kilogram szpicem. Psy więc są w stanie poradzić sobie z różnicami wyglądu.
A my ludzie? Tutaj sytuacja wygląda już gorzej. Jako właścicielka dużego psa, spotykam się z reakcjami strachu, przechodzenia na drugą stronę ulicy. Raz zdarzyła nam się sytuacja, gdy panikująca pańcia wydarła się na mnie, gdzie pies ma kaganiec w miejscu, gdzie obowiązku kagańca nie ma. Haker był na smyczy, podjarany wycieczką i kompletnie olewał ludzi dookoła. Na ową pańcię uwagę zwrócił, gdy zaczęła się nad nim wydzierać. Spotkałam się też z durnymi reakcjami rodziców – nie podchodź, bo ten pies cię zje. Często reagują też tak właściciele małych piesków, które chcą się z Hakerem przywitać. Rzucają tekst: „Przecież on cię zje jednym kłapnięciem szczęki”. O ile mi wiadomo, kanibalizm wśród psów nie jest powszechnym zjawiskiem, a wiele psów po prostu chce się przywitać i pobawić.
Zabawka czy pies?
Mam lekki uraz do małych psów. Trudno mi się do nich przekonać i zastanawiałam się długo skąd to się wzięło. Bo wizualnie małe psy mi się podobają, część z nich ma fajny charakter, zacięcie do pracy. Winni są właściciele takich psów i swoiste przyzwolenie społeczne na traktowanie małych psów jako odrębnej kategorii w psich przepisach. Niewiele posiadaczy małych psów cokolwiek z nimi robi. Nie socjalizuje ich, nie pracuje z nimi, nie zapewnia zaspokojenia psich potrzeb. I wychodzi potem taki malec na spacer, drze się na wszystko i wszystkich, niby atakuje, niby ucieka, niby się chce bawić. A właściciel sobie stoi na końcu smyczy flexi i nie bardzo ma pomysł, co robić. Ewentualnie bierze psa pod pachę. Albo w ogóle nie próbuje nic robić, a piesek sobie luzem biega i szczeka. Przecież to mały piesek i nic nie zrobi. A nawet jak złapie za nogawkę to przecież nic. Wyobraźcie sobie teraz właściciela z amstaffem, który radośnie biega i oszczekuje ludzi. Byłaby afera w radio i telewizji. A tymczasem na spacerach małe psy sobie do nas podbiegają, skaczą, szczekają. Czasem aż mam ochotę puścić Hakerka, może niech też się przywita? W końcu on też lubi się bawić z ludźmi i psami.
Innym przejawem psiej niesprawiedliwości są podróże z psem. Większość przewoźników wymaga, aby pies był na smyczy i w kagańcu. To przepis, z którym według mnie nie powinno się dyskutować, zwłaszcza, jak poruszamy się zatłoczonym pociągiem, tramwajem lub autobusem. Jeśli ktoś nam przypadkiem psa nadepnie, pies się spłoszy, to naprawdę łatwo o nieszczęście. Wystraszony pies może ugryźć, uciec i my właściciele musimy zadbać żeby ryzyko zminimalizować.
Ostatnio miałam okazję podróżować PKP. Do pociągu wsiadła pani z maleńkim pieskiem, postawiła go na siedzeniu i zajęła układaniem bagażu. Psiak w tym czasie pokręcił się po siedzeniu, po czym wpakował do mnie na kolana. Dla mnie było to słodkie, bo nie mam z psami i psim futrem żadnego problemu. Jednak gdyby na moim miejscu była osoba nielubiąca lub bojąca się psów, mająca silną alergię? Nie byłoby za fajnie. Psiak oczywiście kagańca też nie miał. A gdyby jednak postanowił kłapnąć zębami? Pani po zajęciu miejsca psiaka rozebrała ze smyczy i szelek, żeby było mu wygodniej. Powiem szczerze, że podjęłam z nią rozmowę, czy nie boi się, że psiak się przestraszy i pobiegnie gdzieś w inne wagony bądź na zewnątrz na jakiejś stacji. Pani przyznała, że nigdy o tym nie pomyślała, bo przecież piesek ma swoje lata i zawsze tak jeździł. Gdyby miało być zgodnie z przepisami psiak powinien być w transporterze lub mieć smycz i kaganiec.
Irytuje mnie jak idę na spacer do lasu i podbiegają do nas małe psiaki, których właściciele nie posiadają nawet smyczy, bo przecież po co. Haker ma naprawdę wielką ochotę się z nimi pobawić, pobiegać, a tymczasem muszę go uspokajać, aż właściciel psa odłowi. I nie ważne, że w Lasach Państwowych psa powinniśmy mieć na smyczy. Takie spotkania (już nawet nie w lesie), są dla Hakera frustrujące, bo wiem, że on chętnie też by pobiegał, przywitał. Ale jak tylko sugeruję, że też puszczę, żeby psy się mogły przywitać, to jest wrzask – przecież moje bydle zadusi biednego Pimpusia.
Niestety często właściciele dużych psów też nie są bez winy. Prowadzają swoje psy w kagańcach, szarpią nimi na spacerach, trzymają w kojcach i faktycznie pracują na tą etykietkę, że duży = groźny. Jednak wiele osób ma chociaż minimalną świadomość, ze swojego większego psa na ręce nie wezmą, więc ogarnia z psami jakieś chodzenie przy nodze, siedzenie w miejscu w trakcie mijania z innymi psami lub ludźmi. Niektóre psy nawet spacerują w kagańcu, bo właściciel ma świadomość, że mogą atakować. Maluchy, w mojej opinii, są uczone rzadziej.
Mój mały przyjaciel z podróży. Jeszcze przed zdjęciem szelek. Cudowny, prawda?
Jednocześnie bardzo szanuję właścicieli psów małych, którzy z nimi pracują. Nie mówię tutaj od razu o kursach posłuszeństwa, czy zawodach. Chodzi mi o zwykłych ludzi, którzy mają świadomość, że mały pies, to nadal pies, z którym trzeba wychodzić na długie spacery, który powinien mieć zapewnioną zabawę, odpowiednią ilość bodźców, kontakty z innymi psami i ludźmi, ale który też ma się umieć zachować. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie na kursie trenerskim Aga z maltanką. Psiak był wpatrzony w opiekunkę, cudownie miał opanowane chodzenie przy nodze, aporty, siadanie, warowanie. Lubię czytać blogi właścicieli małych psiaków, którzy z nimi ćwiczą obi albo agility. Widać szczęście na psich pyskach. Znacznie większe niż na pyskach tych poubieranych w różne ciuszki psich ozdóbek. Często te maluchy są psiakami dla dzieci. Marzy mi się świadomość opiekunów, że taki pies dla dziecka to może być fajna nauka pracowania z psem. W rally-o już ośmiolatki mogą startować z psem. A takie podstawy posłuszeństwa na dobre wyjdą i psu, i właścicielom.
A jakie są wasze doświadczenia? Z bycia opiekunem psów dużych i małych. Czy faktycznie tym maluchom wolno więcej? I czy jest to dobre?